Translate

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Rozdział 18

#Ronnie
Był wieczór, leżeliśmy razem w łóżku. Ja nadal rozmyślałam o naszym pierwszym razie. Co będzie jeśli Zayn mnie zostawi? nie chcę, żeby powtórzyła się historia z przed roku; to wydarzyło się w wakacje, Marcus wmawiał mi, że mnie kocha, wykorzystał mnie i zostawił. Dostał to czego chciał, a później zerwał ze mną. Byłam w nim ślepo zakochana, robiłam wszystko co tylko chciał. Gdybym tylko mogła cofnąć czas nie byłbym z nim w tym chorym związku. W sumie to cieszę się, że tak się to potoczyło. Gdyby nie Marcus, nie chodziłabym na te wszystkie imprezy, przez które matka była na mnie zła, nie przyjechałabym do Londynu i nie poznałabym Zayna. Jednak wszystko to co złe, ma swoje dobre strony.
  Z rozmyślań wybił mnie dźwięk dzwonka do drzwi.
- kto to może być? jest już po dziewiątej. - Zayn wstał i założył spodnie.
- nie wiem, to twój dom i twoi goście.
- zostań w łóżku, ja otworzę i zaraz wracam. - powiedział i poszedł.
  Po chwili z dołu usłyszałam:
- mama!? a co ty tu robisz?
- to tak się wita swoją matkę?
- przepraszam, cześć.
- chodzisz po domu w samych spodniach? jeszcze się przeziębisz i co będzie? niedługo wyjeżdżasz w trasę, musisz być zdrowy! - krzyczała kobieta.
- nie będę chory. Mamo nie mówiłaś, że przyjeżdżasz!
- to już nawet nie mogę odwiedzić syna bez zapowiedzi?
   W tym momencie usłyszałam zbliżające się kroki. Zaczęłam szukać swoich ubrań, gdy nagle w drzwiach zobaczyłam przerażoną kobietę.
Natychmiast zakryłam się kołdrą. - yyy... cześć...
- witam. - powiedziała kobieta i spojrzała na mnie z pogardą.
- mamo, to jest Weronica. - Zayn próbował jakoś załagodzić sytuację.
- miło było cię poznać Weronico. - powiedziała i wyszła.
- cała przyjemność po mojej stronie.
- nie wątpię. - usłyszałam głos kobiety dobiegający z korytarza.
- no to pięknie. - zaczęłam się ubierać.
- przepraszam, ale ona zawsze jak przyjedzie, pierwsze co robi to idzie do mojego pokoju. Wiesz "sprawdza czystość". Mogłem Cię uprzedzić, przepraszam.
- to nie twoja wina przecież nie wiedziałeś, że przyjedzie. A ja zaraz sobie pójdę, nie chcę jej denerwować.
- nie musisz iść.
- ale chcę.
- zaraz Cię odwiozę.
- nie, zostań z matką. Dam sobie radę.
- na pewno?
- tak.

     Gdy zeszłam na dół, do wyjścia miałam jakieś pięć metrów, to było najgorsze pięć metrów jakie w życiu miałam do przejścia. Cały czas czułam na sobie karcący wzrok kobiety. Gdy wreszcie doszłam do drzwi, Zayn podbiegł do mnie.
- kocham Cię, jutro zadzwonię. Byłaś cudowna. - wyszeptał i pocałował mnie w policzek.
 Kobieta cały czas się nam przyglądała.

     Wyszłam z domu i poczułam ulgę. Kobieta ma prawdziwy dar. Gdy patrzyła na mnie czułam na sobie jej palący wzrok, niezbyt przyjemne uczucie. Nie chciałabym nawet żeby mój najgorszy wróg czół to co ja w tamtej chwili.


                                                              *  *  *           
Następnego dnia rano...
       Obudzili mnie hałasujący chłopcy, grający w piłkę.
No tak ojciec jest trenerem młodzieżowej drużyny piłkarskiej. - pomyślałam.
 Ubrałam się, zeszłam na dół i zjadłam śniadanie.
- Ronnie, ty nie w pracy? - usłyszałam głos matki z kanapy.
- nie, dzisiaj mam wolne. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. - co robisz?
- czytam książkę, ale nie mogę się skupić.
- chłopcy dają popalić co? - zaśmiałam się.
- tak, grają tam już od godziny. Cały czas coś krzyczą, wytrzymać się nie da.
- i właśnie dlatego ja nigdy nie będę miała dzieci.
- jasne, że nie. To dzieci będą miały ciebie.
- oczywiście. - przewróciłam oczami. - idę zobaczyć jak grają.
- dobrze, a ja spróbuję doczytać to do końca.

    Podeszłam do ławki, na której siedział Adam.
- co jest, czemu nie grasz? - zapytałam.
- powiedzieli, że nie mogę z nimi grać bo jestem za mały. Oni są w przedziale wiekowym od dwunastu do piętnastu lat.
- to co?
- jestem za mały - pokazał nawias palcami przy słowach "za mały".
- ale nie jesteś za mały na lody, chodź zabiorę cię.
- na prawdę?
- tak, chodź.
 Gdy szliśmy w stronę domu jeden z graczy zawołał - Ronnie, chcę mieć z tobą dziecko!
inni zaczęli gwizdać i wydurniać się.
wkurzyłam się więc odkrzyknęłam - sorki, ale masz za małego.
Jego koledzy zaczęli buczeć i wydawać z siebie różnego rodzaju dźwięki, a on spalił buraka.
- co miał za małe?
- nic, chodź. - zaśmiałam się.
________________________________________________________________________
 Boże jak ja kocham mojego chłopaka! pisząc ten rozdział siedzieliśmy razem u mnie w pokoju, gdy kończyłam pisać nagle wszystko mi zgasło! <jpd> laptop się rozładował i nic nie mogłam zrobić:( nic się nie zapisało :C na szczęście mój geniusz - informatyk odzyskał wszystko :) kocham cię skarbie:**

sobota, 7 kwietnia 2012

Rozdział 17

#Zayn
- przepraszam, nie wiedziałem.
- to nie twoja wina, mogłam wcześniej Ci powiedzieć.
- kocham Cię, nie chcę żebyś przeze mnie płakała. - przytuliłem ją.
 Staliśmy tak przed domem przez chwilę, nagle usłyszałem trzask drzwi.
- Ronnie, przepraszam to ja wymyśliłem to wszystko, proszę nie bądź zła na Zayna, to moja wina. - Lou wyszedł przed dom a za nim Niall, Liam i Harry.
- nie szkodzi, to nic takiego. Po prostu, nie lubię gdy ktoś żartuje na temat tej choroby. - powiedziała przez łzy.
- dlaczego? - Horan wyskoczył zza pleców Hazzy.
- bo... - przeciągnęła. - ... moja matka ma raka.
- przykro mi. - powiedział blondyn i przytulił ją.
- a wy gdzieś się wybieracie? - zapytałem, bo wyglądali jakby gdzieś się szykowali. Harry machał kluczykami, Niall miał w rękach paczkę ciastek, Liam poprawiał koszule, a Louis co chwila komuś odpisywał.
- Emma Roberts robi dzisiaj imprezę, chcieliśmy żebyście poszli z nami, ale pomyśleliśmy że nie będziecie chcieli ze względu na... - nie dokończył.
- idźcie, my zostaniemy w domu. - powiedziałem.
- na pewno? to ostatnia impreza przed wyjazdem. - powiedział Tommo kierując się do samochodu.
 Ronnie spojrzała na mnie pytająco. - wyjazdem?
- później porozmawiamy. - szepnąłem.
- okay.
- to my jedziemy, a wy bawcie się dobrze. - Styles podkreślił "bawcie się".
- zamknij się. - Liam trzepnął loczka w głowę.
- o co Ci chodzi? - Ronnie zdziwiła się.
- o nic. - Harry poruszył brwiami, a na jego twarzy gościł cwaniacki uśmiech. Dobrze wiedziałem o co mu chodzi.
Staliśmy przez chwilę i patrzyliśmy jak chłopcy odjeżdżają.
- chodź do środka. - złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem za sobą.


 Usiedliśmy na kanapie i włączyłem pierwszy lepszy film, który był na wierzchu.
- chcesz coś zjeść? - zapytałem.
- hhmmm, raczej wolałabym porozmawiać o tym całym wyjeździe.
- okey, możemy porozmawiać, ale chodź do kuchni, jestem głodny. - wstałem i podałem jej rękę. Nie złapała za nią, wstała i poszła do kuchni, jakby była obrażona.
Oparła się o blat kuchenny. - co to za wyjazd?
- za tydzień wyjeżdżamy w trasę po USA. - szukałem sam nie wiem czego w lodówce.
- za tydzień?
- przepraszam nie chciałem Cię martwić. - zamknąłem lodówkę i złapałem za nóż.
- nie chciałeś mnie martwić?! teraz jeszcze bardziej się martwię, bo spędzimy ze sobą jeszcze tylko kilka godzin.
- jak to "kilka godzin"? - zacząłem coś kroić i jeść, to było okropne.
- słuchaj, po pierwsze to spędzimy tylko kilka godzin razem bo ja przecież pracuję. A po drugie to wypluj tą świeczkę.
- co? - powiedziałem i posłusznie wyplułem to co właśnie gryzłem.
- to świeczka zapachowa w kształcie truskawki, byłam z Liamem w sklepie, gdy ją kupował. Będzie smutny, że mu ją zjadłeś, pewnie spodziewał się że ktoś ją zje, ale nie że to będziesz ty, prędzej można by się tego spodziewać po Niallu a nie po tobie. - przerwałem jej pocałunkiem. - fuuuuj, smakujesz jak wosk.
- bo właśnie go zjadłem. - powiedziałem, a na jej twarzy zagościł uśmiech, pierwszy raz go dzisiaj widziałem.
- kocham Cię wiesz? - pocałowała mnie, widać nie przeszkadzał jej już smak świeczki.
- chodź na górę.
- Zayn... - przeczesywała moje włosy palcami. - ... nie wiem czy jestem gotowa.
- jeśli nie chcesz, nie będę Cię zmuszał, ale przecież wiesz, że za tydzień wyjeżdżam w długą trasę, nie zobaczymy się przez pół roku. - ponownie ją pocałowałem.
- to ma być szantaż? - uśmiechnęła się.
- jeśli to pomoże to tak. - wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łóżka.

*le tu zaczyna się +18
Gdy leżeliśmy już w pościeli, ściągnąłem z siebie koszule i zostałem w samych spodniach. Po chwili Ronnie była już bez stanika, wodziłem językiem po jej sutkach. Ściągałem z niej resztę ubrań całując ją, byłem napalony coraz bardziej i bardziej. Zrzuciłem z siebie spodnie.
- ja na górze. - Ronnie usiadła na mnie okrakiem i zaczęła całować mnie po szyi.
   Schodziła coraz niżej i niżej. Wreszcie zeszła na sam dół. Chwyciła mojego penisa w dłoń i wsadziła go sobie do ust, ssała go przez chwilę, a później lizała i podgryzała. Gdy poczułem, że już dochodzę chwyciłem ją za włosy i zacząłem się nimi bawić, spuściłem się a Ronnie oblizała wargi.
- moja kolej. - powiedziałem z cwaniackim uśmiechem na ustach.
  Zacząłem Ją całować po udach, dla odmiany ja szedłem ku górze, delikatnie zdjąłem jej czerwone stringi i zacząłem pieścić jej łechtaczke językiem. Ronnie cichutko pojękiwała, co mnie bardziej nakręcało, zacząłem wywijać językiem we wszystkie strony, to było moje pole do popisu. Nagle Ronnie zaczęła jęczeć jeszcze głośniej to znak, że zaraz miała dojść i rzeczywiście, po chwili doszła. Zacząłem w nią wchodzić, na początku wolno i coraz szybciej,
Ronnie krzyczała, to motywowało mnie do działania. - tak, tak szybciej, szybciej...
  Dziewczyna zaczęła wbijać paznokcie w moją skórę, czułem ból, ale nie przeszkadzał mi, przyśpieszyłem i poczułem że znów szczytuję. Plecy Ronnie wygięły się i jęknęła głośno. Mogłem być z siebie dumny, słyszałem jak dziewczyna szybko oddychała, pot spływał po moich skroniach, ale było warto.
- dziękuję. - powiedziała cicho i delikatnie pocałowała mnie w usta.
*le koniec :p


Leżeliśmy wtuleni w siebie przez kilka godzin. Na zewnątrz było już ciemno, wokół panowała cisza i spokój.
- co jeśli zajdę w ciążę? - głos Ronnie rozbił moje myśli.
- co?
- co jeśli zajdę w ciążę? zrobiliśmy to bez prezerwatywy.
- prawdopodobieństwo, że zajdziesz w ciążę jest jedno na dziesięć.
- to mała liczba, co jeśli będę to jedną.
- to zależy kiedy masz dni płodne, jeśli...
- tak wiem, uważałam na lekcji biologii.
- nie martw się, nawet jeśli zajdziesz w ciążę to co? przecież nie przestanę Cię kochać. - pocałowałem ją w czoło.
- kocham Cię. - powiedziała i przytuliła mnie najmocniej jak potrafiła.
________________________________________________________
no to macie ten wasz +18 :P troch mi się go dziwnie pisało bo mam chłopaka, a piszę TAKIE rzeczy o innym xd nie no jestem z niego zadowolona <z rozdziału> mam nadzieję, że wam się spodoba, jeszcze nigdy nie pisałam rozdziału w którym jest sex, więc to mój pierwszy raz ;p a właśnie! ale ja jestem głupia, chcę wam podziękować za to, że czytacie moje opowiadanie, myślałam że was jest może z sześć osób a was jest aż 18! łoł! dziękuję za ponad 2 tys. wejść :D a i przy okazji, po lewej stronie na górze, pod "o mnie" macie listę osób które informuję przez twittera o nextach, jeśli chcecie być na tej liście zostawcie mi w komentarzu swojego twittera :)
PS. miałam się nie rozpisywać, a znowu jakoś tak wyszło ;p kocham was :**

czwartek, 5 kwietnia 2012

Rozdział 16

#Zayn
Wieczór dobiegł końca, siedziałem w salonie przed telewizorem z butelką piwa w dłoni. W domu było cicho, gdy nagle usłyszałem skrzypnięcie drzwi.
- cześć. - usłyszałem głos Louisa
- cześć.
- Zayn, co to za akcja? powiedziałeś komuś, że jesteś z Ronnie, pogięło Cię?
- co?! mnie pogięło?! a ty i Eleaonor to niby co?! też jesteście razem i wszyscy o tym wiedzą to ja nie mogę być z Ronnie?!
- możesz być, ale chodzi o to, że zanim ogłosiłeś to całemu światu, mogłeś zapytać nas o zdanie.
- zostaw go, ty też nas o zdanie nie pytałeś. - Liam stanął w drzwiach.
- właśnie, a w ogóle to czemu próbujesz nami tak rządzić?! nie rób tego, nie rób tamtego. - krzyknąłem.
- co wy się tak drzecie? jest już po drugiej. - do salonu wszedł zaspany Niall.
- ej możecie ciszej? spać się nie da. - po chwili dołączył do nas też Harry.
- Louis i Zayn znowu się kłócą. - wytłumaczył Liam.
- o co tym razem. - Harry spojrzał na Louisa.
- nie ważne, idź spać. - Lou naciskał na loczka. - wszyscy idźcie.
- no i właśnie to jest to o czym mówię, cały czas próbujesz się rządzić! - nerwy mi puszczały.
- nie próbuje się rządzić, ja chcę uchronić Cię przed czymś czego będziesz żałował. - krzyczał. - nie widzisz co teraz dzieje się ze mną i z Liamem?!
- mnie w to nie wciągaj. - powiedział Liam i wyszedł.
- Zayn, wszyscy wiedzą, że mamy dziewczyny i wcale nie jest nam tak łatwo jak Ci się wydaje, ja się po prostu się o Ciebie martwię, a ty jeszcze mówisz, że próbuje rządzić. - Lou zaczynał mówić coraz ciszej. - ze mną i z Eleaonor też tak było na początku, kochaliśmy się, chcieliśmy aby każdy wiedział o naszej miłości. Teraz już nie ma tego co było, nasze spotkania zaczęły ograniczać się do minimum, w końcu nie było ich już wcale. El wczoraj ze mną zerwała, nie chciałem was martwić.
- Lou, gdybym tylko wiedział.
- nic się nie stało, po prostu chcę oszczędzić Ci tego co ja przeżyłem. - łzy spływały po jego policzkach.
- przepraszam, nie wiedziałem. Lou ja Cię szanuje, ale nie chcę, żeby ktokolwiek wtrącał się w mój związek z Ronnie. - przytuliłem go.
- rozumiem Cię, ja też nie chciałbym tego. To ja Cię przepraszam.

                                                                          *  *  *

#Ronnie
- Ronnie! wstawaj! - poczułam, że ktoś po mnie skacze, był to nie kto inny tylko oczywiście mój kochany braciszek.
- co się tak drzesz, ludzie chcą spać.
- to niech lepiej ludzie biegną do pracy bo już po siódmej.
- co?! - krzyknęłam i od razu pobiegłam do łazienki.
- powinnaś mi płacić za to, że miałem ochotę wstać i Cię budzić.
- tak, oczywiście. Mam Ci płacić za połamane kości.
- nie nazwałbym tego tak.
- tak? a jak byś nazwał.
- nazwałbym to ekologicznym budzikiem.
- bardzo śmieszna, a teraz wyjdź muszę się ubrać. - wskazałam palcem na drzwi.
- tak jest. - zasalutował i wyszedł z pokoju maszerując.

                                                               *  *  *
- jestem! - krzyknęłam wbiegając do restauracji.
- to dobrze bo zaraz otwieramy. - Will stał za barem. - jak ty to robisz, że nawet jeśli się spóźniasz, wychodzi że zdążyłaś bo masz jeszcze minutę lub dwie.
- głupi ma zawsze szczęście. - zaśmiałam się.
- nie jesteś głupia.
- tak się tylko mówi. To co, otwieramy?
- jasne, idź odłożyć swoje rzeczy, a ja otworze.
- okey, zaraz wracam. - powiedziałam i wyszłam.
   Gdy zakładałam fartuch zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu zobaczyłam zdjęcie Zayna.
 - tak?
- cześć skarbie, co słychać?
- w porządku, właśnie jestem w pracy więc nie mogę za bardzo rozmawiać.
- wiesz chciałem Cię o coś prosić.
- jasne, słucham.
- jeśli możesz to nie wspominaj przy Louisie o Eleaonor.
- coś się stało?
- później Ci wytłumaczę o co chodzi.
- dobrze, muszę kończyć właśnie otwieramy, później jeszcze porozmawiamy. Kocham Cię, pa.
- ja Ciebie też kocham, pa.
- Ronnie, chodź tu szybko. - zawołał Will.
- idę! - krzyknęłam i odłożyłam telefon do torby.
  Gdy weszłam zobaczyłam całą masę nastolatek.
- to chyba do Ciebie. - powiedział i podał mi notes i ołówek.
Przez chwile stałam wpatrzona w tłum.
- patrzcie to ona! - krzyknęła jedna z nich, na co reszta zareagowała piskiem.
- Powiedz Zaynowi, że go kochamy! - krzyczały.
- załatwisz nam autografy chłopaków?
- mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie? - zapytała wysoka blondynka.
- ze mną? - zapytałam z niedowierzaniem. Fanka chce mieć moje zdjęcie? jak to w ogóle możliwe?
- ja też chcę. - powiedziała kolejna.
- yyy... jasne. - powiedziałam z uśmiechem.
  Dzień minął bardzo szybko, na początku dziewczyny robiły zdjęcia, później wypytywały jacy są chłopcy. Na koniec podaliśmy z Willem chyba z tonę jedzenia, na co szef się oczywiście ucieszył, powiedział że jestem dla niego "żywą reklamą" cokolwiek to znaczy, jemu najwyraźniej zależy tylko na pieniądzach.
 Wieczorem, po zamknięciu Will odwiózł mnie do domu i tak minął kolejny dzień.

                                                              *  *  *
Następnego dnia.
#Zayn

- ej, nudzi mi się, dawajcie wytniemy komuś numer. - zaproponował Harry.
- ej to moja działka! ja jestem od wymyślania dowcipów! - Lou wydarł się na Hazze.
- mi to tam obojętne, byleby było śmiesznie. - powiedziałem odpalając papierosa.
- nie pal w domu! - krzyknął Liam. - nie chcę mieć raka.
- a ty wiesz to nawet nie jest taki zły pomysł. - powiedział Lou a my spojrzeliśmy na niego jak na idiotę.
- może troszeczkę jaśniej. - Niall nigdy nie ogarniał, ale tym razem my też nie.
- dawajcie powiemy Ronnie, że Zayn ma raka.
- nie, Ronnie jest wrażliwa, obraziłaby się za takie coś. - próbowałem odciągnąć go od tego pomysłu.
- a co, pan śliczny boi się, że nie będzie buzi buzi?
- dobra, zgadzam się. Ale to ty ją tu ściągniesz.
- spoko, ale to ty jej to powiesz.
- dobra.
- spoko, już do niej dzwonię.
- a ona czasem nie jest teraz w pracy? - zapytał Harry.
- to ona pracuje? - Niall wychylił głowę z lodówki.
- tak, w restauracji niedaleko Milkshake City, a dzisiaj jest sobota, ma wolne.
- muszę ją kiedyś odwiedzić w czasie pracy. - Niall nadal miał głowę w lodówce.
- dobra, dzwonię. - powiedział Lou.
- ustaw na głośnomówiący. - zaproponował Liam.
- jest sygnał. - Harry cieszył się jak dziecko.
 
     - halo? - usłyszeliśmy głos Ronnie.
     - cześć, musisz do nas przyjechać, najszybciej jak możesz. - Lou ledwo powstrzymywał się od śmiechu.
     - coś się stało?
     - po prosu przyjedź, to bardzo ważne.
     - za jakieś dwadzieścia minut będę.
     - czekamy.

- dobra rozłączyło. - krzyknął Lou i opadł na sofę.
- no to teraz pan ładny musi powiedzieć Ronnie, że ma raka. - powiedział Harry a wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
- masz rację, jestem ładny, a nawet powiedziałbym piękny.
- a do tego skromny. - zaśmiał się Liam.

Chwilę później.


Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.
- ja otworzę, gotowi? - Lou podszedł do drzwi.
- tak, otwieraj.
- cześć, co się stało? - zdyszana Ronnie weszła do salonu.
- muszę Ci coś powiedzieć. - ledwo powstrzymywałem śmiech.
- przepraszam, ale nie dam rady, muszę wyjść. - Niall wyszedł szybko z pokoju, widziałem, że też ledwo dawał radę. Zawsze był cienki w robieniu kawałów.
- co mu się stało? - zapytała Ronnie.
- nie ważne. Ronnie, muszę Ci coś powiedzieć.
- słucham.
- Byłem wczoraj u lekarza, mam raka. Powiedział, że to przez papierosy, mówił, że za dużo palę.
- co? - łzy spłynęły jej po policzkach, podbiegła i przytuliła mnie mocno. Lou i Harry nie mogli przestać się uśmiechać, ja zacząłem się śmiać.
- Ronnie.
- co Cię tak śmieszy?! - wrzasnęła na mnie.
- zrobiliśmy Ci kawał. - powiedziałem śmiejąc się.
- co?! czyli nie masz raka?!
- nie.
- nawet nie wiesz jak się cieszę, tak się bałam o to że... Zayn! jak mogłeś mi to zrobić! po co to zrobiłeś?! - zaczęła płakać jeszcze bardziej niż jak powiedziałem jej o tym, że mam raka.
- skarbie... - przytuliłem ją.
- zostaw mnie! nie dotykaj mnie, nie odzywaj się do mnie! nie chcę Cię znać! - krzyknęła i wybiegła z domu.
- Ronnie! - krzyknąłem i zacząłem ją gonić.
Złapałem ją i mocno przytuliłem. - puść mnie! - krzyczała.
- Nie płacz. - pocałowałem ją w czoło. - dlaczego tak zareagowałaś.
- Zayn, nie powinieneś tak żartować.
- co w tym złego?
- moja mama ma raka.

______________________________________________________________
na początek, przepraszam że nie pisałam tak długo, ale nie mam na to czasu. nie chcę się tu rozpisywać, ale chcę was prosić o kliknięcie "TAK" [w prawym rogu na górze] jeśli czytacie moje wypociny. Jest jeszcze jedna mała sprawa, mam już w głowie ułożony kolejny rozdział i planuje w nim scenę "+18" jeśli jesteście zainteresowane to napiszcie mi w komentarzu. Postaram się go dodać w najbliższym czasie. Mam nadzieję, że nie proszę o zbyt wiele i że rozdział się wam spodoba :)