Translate

wtorek, 27 marca 2012

Rozdział 15

#Ronnie
- Will! - odepchnęłam chłopaka. - co ty robisz?!
- myślałem...
- to źle myślałeś, ja mam chłopaka!
- co?
- chłopak, z którym rozmawiałam rano w restauracji, jesteśmy razem.
- nie wiedziałem, przepraszam. - posmutniał.
- nic się nie stało, ale następnym razem nie wpychaj mi języka do gardła. - powiedziałam pół żartem. - możemy się przecież przyjaźnić.
- rozumiem, nie chcesz ze mną gadać.
- Will to nie tak, porozmawiajmy na zewnątrz. - zaproponowałam, po czym opuściliśmy salę kinową.

                                                                       *  *  *
- Will posłuchaj. - zaczęłam. - chcę się z tobą przyjaźnić, mam nadzieję że to rozumiesz, ale ja kocham Zayn'a i nie chcę go zranić.
- rozumiem. To co, przyjaźń?
- przyjaźń. - zgodziłam się z chłopakiem.
- wracamy jeszcze na film?
- nie, może skoczymy coś zjeść?
- okay.
- to chodź. - powiedziałam i ruszyłam w stronę jednej z restauracji. - Will... - zauważyłam, że chłopak stał w miejscu. Popatrzył na mnie, ale nie odezwał się. - wszystko gra? - pogładziłam go po ramieniu.
- tak.
- na pewno?
- tak, chodźmy.
   Weszliśmy do pierwszej restauracji jaką napotkaliśmy.
- widzę wolny stolik. - Will wskazał palcem na stolik przy drzwiach.
- chodźmy.
- chcieliby państwo złożyć zamówienie. - podszedł do nas kelner.
- na co masz ochotę? - Will spojrzał na mnie.
- hhmmmmmmmmmm... może dzisiaj tylko sałatkę.
- ok,a ja poproszę taco.
- coś do picia? - kelner spojrzał kolejno na mnie i na Willa.
- sok pomarańczowy. - powiedziałam.
- piwo. - powiedział stanowczo Will.
- oczywiście, dziękuję. - kelner powiedział i odszedł.
- piwo?
- tak, masz z tym jakiś problem? - spojrzał na mnie jak na głupią. - nie lubisz pijących czy jak?
- nie, rób jak chcesz.
- przepraszam, ty jesteś Will tak? - podeszła do nas dziewczyna z długimi brązowymi włosami. - jestem Karolina, pamiętasz mnie? chodziliśmy razem do gimnazjum.
- Karolina? cześć tak pamiętam Cię - Will wstał ze swojego miejsca i przytulił brązowowłosą. - wyładniałaś.
- dzięki ty też. - na twarzy dziewczyny pojawił się rumieniec.
- to jest Ronnie, moja przyjaciółka - podkreślił słowo "przyjaciółka".
- cześć miło Cię poznać. - powiedziałam i uścisnęłam dłoń dziewczyny.
- hej, jestem Karolina. Chodziłam do jednej klasy z Willem. - uśmiech nie znikał z jej twarzy.
- może dosiądziesz się do nas? - zaproponowałam.
- nie. Niestety nie mogę, muszę już iść ale może kiedy indziej.
- okay, to cześć. Miło było Cię znów spotkać. - powiedział Will.
- Miło było Cię poznać. - krzyknęłam do dziewczyny, a ona pomachała do nas ręką i wyszła.
- fajna dziewczyna. Kiedyś się w niej kochałem, ale zanim powiedziałem co do niej czuję, znalazła chłopaka. Po skończeniu gimnazjum, nigdy więcej się nie spotkaliśmy. - powiedział Will siadając na krzesło.
- dla czego mnie to nie dziwi.
- co masz na myśli?
- faceci najpierw nic nie robią ze swoimi uczuciami, a później zastanawiają się "co by było gdyby..."
- wcale nie.
- wcale tak!
- wcale nie!
- wcale tak! - krzyknęłam i wystawiłam język.
- państwa zamówienie. - powiedział kelner i patrzył na nas jak na idiotów. Podał nam jedzenie i odszedł, czekaliśmy chwilę i zaczęliśmy śmiać się jak opętani.
- hahaha, dobra przestań się śmiać! to nie było śmieszne! - Will mówił przez śmiech.
- oj tak! było śmieszne.

                                                                      *  *  *
#Zayn
Gdy tylko wyszedłem z domu obległo mnie stado fanek, chciały autografów, zdjęć. Nie miałem na to ochoty, ale to nasze fanki więc z uśmiechem na ustach zniosłem wszystko. Po podpisaniu setek autografów dziewczyny rozeszły się, wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Ronnie.
- halo? - usłyszałem rozbawiony głos dziewczyny.
- cześć skarbie, spotkamy się jeszcze dzisiaj?
- dzisiaj? - spytała niechętnie. - wiesz... jest już po dziewiątej, a ja jutro mam na rano do pracy, chciałam jeszcze odpocząć.
- proszę Cię to dla mnie bardzo ważne, muszę Cię zobaczyć.
- no dobrze, zaraz do Ciebie przyjadę, jesteś w domu?
- nie, tylko nie w domu. Przyjedź do Milkshake City. Spotkamy się za piętnaście minut.
- dobrze, zaraz będę. Kocham Cię kocie. pa.
- ja też Cię kocham, pa.

    Piętnaście minut później.

- cześć kochanie. - pocałowała mnie.
- cześć, napijesz się shake'a?
- nie dzięki, daruję sobie.
- na pewno.
- tak, na pewno. Ale ty nie krępuj się. - rzuciła uroczy uśmiech.
- okay, poczekaj zaraz wrócę.
- nie spiesz się.
 Podszedłem do lady i zamówiłem dwa shake'i. Gdy czekałem na zamówienie usłyszałem za sobą ciche rozmowy, odwróciłem się i zobaczyłem dwie najwidoczniej nasze fanki.
- cześć dziewczyny. - powiedziałem, a one zaczęły piszczeć.
- Zayn! kochamy Cię! jesteś super, możemy prosić o zdjęcie? - krzyczały
- jasne. - zrobiliśmy kilka zdjęć. - proszę bardzo, miło było was poznać.
- to nam było miło, kochamy Cię. - cały czas mi to powtarzały. - a kim jest dziewczyna, z którą przyszedłeś?
Odwróciłem się i zobaczyłem, że Ronnie się nam przygląda. - to jest Ronnie, spotykamy się.
- chodzicie ze sobą? - zapytała jedna z nich.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć, żeby nie zranić ich uczuć. Nie chciałem też powiedzieć niczego co zaszkodziłoby zespołowi, z drugiej strony Liam i Louis mają dziewczyny i jakoś w miarę normalnie funkcjonujemy, nadal mamy fanów. - tak, jesteśmy razem.
- pana zamówienie. - powiedziała kobieta zza lady.
 Wziąłem napoje i podszedłem do naszego stolika. - proszę. - wręczyłem Ronnie kartonowy kubek.
- mówiłam, że nie chcę. - powiedziała z pretensjami.
- nie marudź tylko pij.
- to były fanki?
- tak, pytały kim jesteś.
- i kim jestem? - zapytała grzebiąc rurką w kubku.
- moją dziewczyną. - puściłem jej oczko.
- a co jeśli one o tym komuś powiedzą? - przestraszyła się.
- spokojnie, przecież nic się takiego nie stanie.
- a co jeśli twoje fanki mnie znienawidzą?
- Eleaonore i Danielle jeszcze żyją to ty też przeżyjesz. - zaśmiałem się.
- tak. One żyją bo wasze fanki je uwielbiają, a co jeśli mnie nie polubią?
- nie martw się, ja się wszystkim zajmę. - pocałowałem ją czule w czoło. - kocham Cię Ronnie.
- ja Ciebie też.

                                                               *  *  *
#Ronnie
Wróciłam do domu, było po jedenastej. Zrzuciłam z siebie ubranie i wskoczyłam pod prysznic, następnie ubrałam piżamę. Postanowiłam posiedzieć chwilę na twitterze i iść spać. Gdy zalogowałam się nie mogłam uwierzyć w to co widzę, nagle przybyło mi około dziesięć tysięcy nowych followersów. A żeby tego było mało w trendsach zobaczyłam napis: #ZaynAndRonnieAreCouple [ang. Zayn i Ronnie są parą]. Widocznie Zayn miał rację, fanki musiały mnie polubić, pisały mi mnóstwo miłych rzeczy. Pisały, że ładna z nas para i życzą nam jak najlepiej. Było oczywiście kilka fanek, które wyraźnie były przeciwne naszemu związku, ale cieszyłam się, że jest kilka takich, które cieszą się naszym szczęściem.


_____________________________________________
woooooho! kolejny rozdział :) jestem szczęśliwa więc dzisiejszy rozdział wesoły :) boję się, że teraz będą tylko takie. No niestety, przykro mi, że jestem szczęśliwa xD co ja za głupoty tu wam piszę, nie musicie czytać moich bzdur pod rozdziałami ;d;d nawet nie wiecie jak wasze komentarze mnie cieszą ;d;d;d jak je czytam to szczerzę się do monitora jak pojebana ;d aaaaaaaa no tak! ale ja jestem głupia! zapomniałabym sorki @Karolina7902 jak się domyślasz mój prezencik dla Ciebie - jesteś w moim opowiadaniu! huraaaa ;D co prawda to tylko mały epizod, ale mam nadzieję, że to Cię zadowoli :P Kuram Cię mój PRO MILORDZIE :**

poniedziałek, 26 marca 2012

Rozdział 14

#Zayn
- kocham Cię Ronnie.
- jak możesz tak mówić? zdradziłeś mnie, nigdy Ci tego nie wybaczę. - powiedziała i odwróciła się.
Ronnie czekaj. - złapałem ją za rękę. - mówiłaś, że wszystko okey, że wybaczasz mi.
- mówiłam różne rzeczy, na przykład, że Cię kocham. Nigdy nic do Ciebie nie czułam, nie czuję teraz i nie będę czuła już nigdy.
- Ronnie... - łzy spłynęły mi po policzkach.
- żegnaj Zayn. 


- Zayn... Zayn. - poczułem jak ktoś mocno uciska moje ramię, to był Niall. - Zayn, obudź się.
- co się dzieje? - otworzyłem oczy. Louis i Eleaonore siedzieli na kanapie, Harry rozbijał się z garnkami w kuchni, a Liam rozmawiał przez telefon, pewnie z Danielle.
- coś krzyczałeś, później zacząłeś machać rękami i płakać. - Niall wyglądał na przerażonego, wszyscy zwrócili wzrok na mnie, ostatnie łzy spływały mi po policzkach, więc to co opowiedział blondas musiała być prawda.
- co ja nie płakałem, coś mi do oka wpadło. - próbowałem ratować swoją męskość.
- tak coś Ci do oka wpadło, jasne. Czekaj, jak "to coś" ma na imię?... hhmmmmmmmm... a no tak! "to coś" nazywa się Weronica Annie Miller. - krzyczał Louis. - Boże, dziewczyna musi być wyjątkowa, ty przez nią płaczesz... to takie romantyczne.
- niby z kąd wiesz, że to przez Ronnie? i tak w ogóle to z kąd wiesz jak ona ma na drugie imię?
- po pierwsze! krzyczałeś cały czas przez sen "Ronnie kocham Cię, Ronnie, Ronnie..." - Lou zaczął robić z siebie błazna i udawał omdlenia i płacze. - a po drugie! wiem jak ma na drugie imię bo ją z Niallem "wygooglowaliśmy", nawet nie wyobrażasz sobie jak dużo można się o człowieku dowiedzieć przez internet.
- chyba mam wystarczającą ilość informacji na Jej temat. - powiedziałem oburzony.
- co szkodzi Ci dowiedzieć się więcej o twojej ukochanej Ronnie, ojoj Ronnie, Ronnie, Ronnie...
- Louis! zamkniesz się wreszcie czy Ci pomóc?! - nie wytrzymałem, wreszcie wybuchłem, znów wszystkie oczy były zwrócone na mnie, nawet Harry wbiegł do salonu, żeby zobaczyć co się stało. Wyszedłem szybkim krokiem z domu, nigdy więcej spania w salonie, a już na pewno nie w towarzystwie tych debili.

                                                                      *  *  *

#Ronnie
- Ronnie! - usłyszałam głos ojca z dołu.
- już idę! - krzyknęłam.
- to chodź szybko!
- co się stało? - powiedziałam schodząc ze schodów.
- ktoś do Ciebie. - ojciec mrugnął do mnie. W drzwiach stał Will.
- tato, mama chyba Cię wołała, chciała żebyś pomógł jej w czymś tam na górze.
- myślałem, że mama jest w ogrodzie. - ojciec dowalił mi tym tekstem, czy tak trudno jest zrozumieć, że dziewczyna chce być sama z chłopakiem? najwyraźniej kochany tatuś miał z tym problemy.
- cześć Ronnie. Mieliśmy gdzieś razem wyskoczyć, pamiętasz? - powiedział i słodko przygryzł wargę.
- cześć, tak pamiętam. To gdzie idziemy?
- może do kina?
- spoko, ale uprzedzam że nie mam ochoty na horrory. - uśmiechnęłam się.
- będziesz mogła coś wybrać jak już dojedziemy na miejsce.
- naprawdę? to bardzo miłe z twojej strony. - zaśmiałam się na co chłopak odpowiedział tym samym.

 Wsiedliśmy do samochodu, jechaliśmy, a czas płyną bardzo szybko. Dotarliśmy na miejsce, Will wyszedł szybko z samochodu i otworzył mi drzwi.
- idziemy? - zapytał.
- jasne, chodź.

                                                              *  *  *

- okay, to co chciałabyś obejrzeć? - chłopak złapał mnie za rękę. Spojrzałam na nasze ręce, później na jego twarz, uśmiechał się. Nie wiedziałam co zrobić więc tylko odwzajemniałam uśmiech.
- może "Igrzyska Śmierci".
- dla mnie w porządku. Chodź kupić bilety. - trzymając się za rękę podeszliśmy do kasy.
- dzień dobry, wybraliście już film? ładna z was para, na pewno wybraliście coś romantycznego.
- dziękuję, ale nie jesteśmy parą. - zaprzeczyłam, a kasjerka spojrzała na nas dziwnym wzrokiem. No tak, nie jesteśmy parą, a trzymamy się za ręce, to musiało dziwnie brzmieć i wyglądać.
- poprosimy dwa na "Igrzyska Śmierci". - Will przerwał niezręczną ciszę, a ja odwróciłam wzrok.
  Po incydencie z tą całą "parą" poszliśmy kupić coś do jedzenia i poszliśmy na seans.
   W trakcie filmu Will przesuną swoją rękę i objął mnie, wydało mi się to dziwne, przecież wiedział, że mam chłopaka.
- eee... Will?
- tak? - zapytał cicho, nadal patrząc w ekran.
Patrzyłam na niego przez chwilę, jego oczy lśniły jak gwiazdy. Will to bardzo przystojny chłopak z powalającym uśmiechem, jest typem kolesia, który może mieć każdą dziewczynę w mieście, nie ważne kim jest, ważne że jest przystojny. Dla dziewczyn z Londynu liczy się tylko jedno - wygląd. Najwięcej czasu poświęcają na nakładanie tapety, większość lasek z Londynu jest sztuczne, zwykłe plastiki. Chyba za to Zayn, Will i całe One Direction mnie polubili, za to że nie jestem sztuczna, nikogo nie udaję, nie chcę przyciągać uwagi więcej niż trzeba.
       Wtuleni w siebie oglądaliśmy film jeszcze przez jakieś dwadzieścia - trzydzieści minut. Nagle Will zaczął odsuwać się ode mnie.
- Will? - zdziwiłam się.
- ciiiii... - przykrył moje usta palcem. - teraz będzie najlepszy moment, punkt kulminacyjny, już za chwilę poznamy zakończenie, poznamy los dwojga głównych bohaterów. Zaraz wszystko będzie jasne. - powiedział, a nasze usta złączyły się w pocałunku.

________________________________________________________________
No to jest kolejny rozdział :) przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale brakowało mi weny twórczej, a do tego szkoła, chłopak dopiero zaczęliśmy się spotykać więc chcę poświęcić Mu jak najwięcej czasu i uwagi, przepraszam, że was przez to zaniedbuję. Dziękuję wam za te wszystkie miłe komentarze :) dziękuję osobom, którym spodobał się mój blog (chodzi o ankietę po prawej) przykro mi, że jest ktoś komu moje opowiadanie się nie podoba, jeśli czytasz to teraz to napisz mi w komentarzu co Ci się w nim nie podoba, a ja w miarę możliwości spróbuję "poprawić" to co się nie podoba. Dzisiejszy i kolejny następny rozdział (sorki, ale podzieliłam to na dwa) chciałam dedykować @Karolina7902 to dla Ciebie PRO MOLORDZIE Kuram Cię :**



poniedziałek, 19 marca 2012

Rozdział 13

#Ronnie
- Zayn...
- Ronnie? co ty tu robisz?
- Zayn, czemu się do mnie nie odzywałeś? dzwoniłam wielokrotnie, ale nie odbierałeś, nie odpisywałeś też na sms'y. Co się z tobą dzieje?
- Myślałem, że jesteś na mnie obrażona...
- co?! - przerwałam mu. - gdybym była na ciebie zła to bym się nie odzywała.
Wstał i podszedł blisko mnie. Był dużo wyższy ode mnie, nachylił się i wyszeptał. - możemy porozmawiać w bardziej prywatnym miejscu?
- nie mogę, mam pracę.
- jak chcesz. - powiedział i odsunął się gwałtownie.
- gdyby ci na mnie zależało to byś zaczekał.
- nie mogę czekać, mam na głowie dużo spraw.
- chciałabym teraz z tobą porozmawiać, mam ci dużo do powiedzenia, w końcu nie odzywałeś się do mnie przez dwa tygodnie.
- czekaj, masz do mnie jakieś pretensje?
- tak, mam. Bo olewałeś mnie przez całe dwa tygodnie, a ja jak jakaś głupia nie spałam po nocach, zastanawiając się co ja ci takiego zrobiłam idioto! - krzyknęłam.
- coś nie tak? - usłyszałam Will'a za swoimi plecami.
- wszystko w porządku, dam sobie radę. - powiedziałam, przez ramię. - Will?
- tak?
- mogę zrobić sobie przerwę na jakieś dwadzieścia minut?
- no dobra, ale nie licz na to, że będę procował sam.
- chodzi mi tylko o to, żebyś mnie krył przed szefem.
- okay. - powiedział i odszedł.
Złapałam Zayn'a za rękę i prowadziłam w stronę wyjścia dla pracowników. Gdy wyszliśmy na zewnątrz nikogo tam nie było, tylko ja i on.
- Ronn muszę ci coś powiedzieć. - zawsze lubiłam gdy tak zdrabniał moje imię.
- słucham.
- nawet nie wiesz jakie to dla mnie trudne. - złapał mnie za ręce i patrzył mi głęboko w oczy. - nie wiem jak to zniesiesz.
- wolę gorzką prawdę, niż słodkie kłamstwo.
- Ronnie, ja cię zdradziłem. - powiedział, a łzy popłynęły z jego oczu.
- Zayn... - rozpłakałam się.
- przepraszam... - przytulił mnie. - jeśli dasz mi szansę, obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię.
- Zayn... - wypowiadałam jego imię bez sensu.
- obiecuję... - płakał coraz mocniej, dziwiło mnie to bo on jest typem twardziela, jeszcze nigdy nie widziałam go płaczącego.
- dlaczego mi to zrobiłeś?
- nie wiem, to było głupie z mojej strony, przepraszam.
- Zayn, powiedz mi tylko, z którą dziewczyną to zrobiłeś?
- nawet jej nie znam, ma na imię Carmen, gdy Harry powiedział jej, że jesteśmy parą zwyzywała mnie i uciekła.
- Boże, dziękuję. - odetchnęłam.
- Co?! cieszysz się?
- tak, nawet nie wiesz jak bardzo. - otarłam łzy z jego policzka.
- ale dlatego, że mnie zwyzywała, czy dlatego, że uciekła?
- dlatego, że to nie Alice. Tego bym ci nie wybaczyła nigdy.
- kocham cię. - pocałował mnie delikatnie w policzek i wyszeptał. - dziękuję.
- za co?
- za to, że mi wybaczyłaś zdradę.
- to, że ci wybaczyłam, nie znaczy, że zapomniałam. - poprawiłam włosy. - od dziś, już zawsze będę ci to wypominała, jeśli tylko mnie zdenerwujesz, ja ci to wypomnę i wyrzucę z siebie całą złość. Więc lepiej dobrze się zastanów, czy chcesz związku ze mną.
- chcę tego bardziej niż czegokolwiek na świecie. - przytulił mnie.
- jesteś pewien? możesz się jeszcze wycofać.
- a chcesz, żebym się wycofał? - spojrzał na mnie.
- nie chcę. - pocałowałam go namiętnie w usta.
- cieszę się, że to zrobiłaś.
- co zrobiłam.
- pocałowałaś mnie, chciałem pocałować cię już wcześniej, ale bałem się.
- czego?
- odrzucenia.
- nie odrzuciłabym cię. - objęłam go w pasie.
- wolałem się upewnić. - powiedział i raz jeszcze pocałował mnie.

_____________________________________________________________
Mam nadzieję, że wam się spodoba, to pewnie trochę obciach, ale poryczałam się pisząc ten rozdział. Po prostu nie potrafię opisać tego co czułam pisząc ten tekst. Jestem w jakiś sposób z nim związana, to opowiadanie jest częścią mnie. Smutno mi trochę, bo już niedługo będę zbierała się do napisania ostatniego rozdziału. pozdrawiam :**
PS. sorki za błędy.

sobota, 17 marca 2012

Rozdział 12

#Ronnie
Rano. Budzik jeszcze nie dzwonił, co mnie dziwiło bo zwykle nie wstaję nawet kiedy dzwoni. Do pracy miałam na siódmą więc nie musiałam jeszcze wstawać bo było dopiero po piątej. Postanowiłam wstać, umyć się i ubrać. Gdy już to zrobiłam, poszłam się umalować, nic specjalnego, bronzer, puder, na koniec podkreśliłam oczy kredką i zeszłam na dół. Zobaczyłam ojca siedzącego na sofie.
- tato?
- Ronnie? czemu wstałaś tak wcześnie? - wzdrygnął się na mój widok.
- idę do pracy, ale nie mogłam spać więc wstałam wcześniej.
- zjedz jakieś śniadanie zanim wyjdziesz. - powiedział.
- dobrze. - odpowiedziałam i szłam już w stronę kuchni gdy nagle cofnęłam się. - tato? czemu siedzisz tutaj, zamiast spać?
- ja też nie mogłem zasnąć, postanowiłem posiedzieć chwilę sam.
- jeśli ci przeszkadzam, to przepraszam.
- nie, nic się nie stało, pójdę już na górę, a ty nie hałasuj za bardzo bo muszę się wyspać. - zaśmiał się.
- tak, oczywiście, mam nie hałasować bo wstałeś o piątej rano żeby sobie posiedzieć i pomyśleć. - udałam, że się obrażam.
- obrażasz się? to ja też. - zrobił to samo co ja przed paroma chwilami.
- dobra ojciec, nie przeszkadzaj mi ja tu próbuję cieszyć się pierwszym dniem pracy.
- tak, zobaczymy co powiesz gdy wrócisz już z tej twojej pracy. - zaśmiał się.
- poważnie tata, muszę się już szykować.
- dobrze słonko, ale pamiętaj, żeby coś zjeść zanim wyjdziesz.
- okay. - powiedziałam i przytuliłam go.
   Poszłam szybko na górę, żeby zabrać torbę i kilka drobiazgów, budzik dopiero teraz zadzwonił.
- Co? to ja tam godzinę siedziałam? - powiedziałam sama do siebie i popatrzyłam na zegarek w telefonie.
- Boże zaraz siódma, a ja jeszcze tu siedzę, a do tego muszę kupić nowy budzik. ekstra. - mamrotałam pod nosem i zbiegłam na dół.
- Cholera! moje CV. - pobiegłam z powrotem na górę.
 
                                                                        *  *  *
- Jesteś, czemu się spóźniłaś? - Will czekał na mnie w drzwiach restauracji. - zaraz zaczną schodzić się klienci.
- przepraszam, ale myślałam, że otwieramy o ósmej, a jest... - spojrzałam na telefon. - ... siódma czterdzieści pięć.
- dobra, niech ci będzie. Zdążyłaś. - powiedział.
- dzięki. - puściłam do niego oczko i weszłam do środka.
- pokażę ci kuchnię i zaplecze, chodź. - powiedział, a ja posłusznie szłam za nim. - tu możesz zostawić swoje rzeczy.
Położyłam torbę w miejsce wskazane przez Will'a. - dzięki, to zaczynamy pracę?
- kto by pomyślał, że jesteś taka chętna do pracy.
- co to niby ma znaczyć? - oburzyłam się.
- nie nic.
- no powiedz.
- nie ważne już. - powiedział i poszedł otworzyć kawiarnię.
Stałam jeszcze przez chwilę w drzwiach zaplecza przyglądając się klientom.
- widzę, że już jesteś, daj mi swoje CV. - usłyszałam głos szefa.
- co?... yy.... tak już, zaraz dam. - powiedziałam, po czym zaczęłam grzebać w swojej torbie. - proszę, oto moje CV.
- dziękuję. - wziął ode mnie papiery i stał jeszcze przez chwilę wpatrując się we mnie. - nie zamierzasz dzisiaj pracować? będziesz tak stała przez cały dzień?
- a tak, przepraszam. - powiedziałam i podeszłam do Will'a.
- szef daje popalić?
- daj spokój, lepiej mi powiedz co mam robić.
- załóż to. - rzucił we mnie fartuchem.
- i że niby ja mam to nosić?
- tak.
- mam nosić tą czarną, paskudną szmatę? że na sobie? na moim ciele?
- nie, to zakłada się na ubranie. Nie jesteśmy w żadnym klubie nocnym czy coś.
- dobra, znam cię tyle co nic, a już powoli zaczynam cię nie lubić.
- jeśli chcesz możemy się poznać. - znów puścił do mnie oczko.
- my? ale jak ty to sobie wyobrażasz?
- co robisz dzisiaj po południu?
- nic. - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- świetnie, to wpadnę po ciebie o szóstej.

                                                                        *  *  *
#Zayn
Obudziłem się około jedenastej, obok mnie leżała Carmen. Do mojej sypialni wbiegł Harry.
- Zayn! jak ty śmiesz się tu pokazywać! - krzyczał.
- zamknij się! Carmen śpi.
- Carmen, Carmen śpi, wiesz co mnie Carmen obchodzi? gówno! gówno mnie Carmen obchodzi! ty chodzisz z Ronnie. - wydzierał się, a moja wybranka obudziła się.
- Co się dzieje? - powiedziała zaspana.
- wiesz co się dzieje? przespałaś się z Zayn'em a on ma dziewczynę!
- to ty masz dziewczynę?! - krzyknęła
- co?! nie mam on sobie wymyślił. - broniłem się.
- mogę ci to udowodnić! Liam, Niall, Louis! - zawołał wszystkich. - powiedzcie jej że Zayn chodzi z Ronnie.
- to prawda. - powiedział Louis.
- tak. - Niall potwierdził.
- oni mają rację. - nawet Liam przeciwko mnie.
- ty idioto! mówiłeś, że jesteś wolny! - zdenerwowała się i krzyczała jeszcze coś po hiszpańsku, nie wiem co, ale podejrzewam, że miłe to to nie było.
- no co ty, przecież nie zrobiłbym ci tego. - próbowałem ją zatrzymać, ale wybiegła z domu.
- miła dziewczyna. - powiedział Louis.
- nawet mnie nie wkurwiaj, bo to wasza wina, że sobie poszła! a dla waszej wiadomości to nie jestem już z Ronnie! - krzyknąłem i trzasnąłem drzwiami, nie mogłem przebywać już z tymi debilami w jednym pomieszczeniu. Wyszedłem na miasto. Zobaczyłem małą restauracyjkę na rogu, postanowiłem wejść.
  Gdy byłem już w środku, usiadłem przy stoliku w rogu.
dzień dobry, coś podać? - usłyszałem głos kelnerki.
- tak, poproszę wodę i ... - spojrzałem na nią. - Ronnie?

_______________________________________________________
no to mam kolejny rozdział :) xx troszkę mi się dzisiaj nudziło, więc napisałam nexta :) Yeah ogłaszam wiosnę, bo słońce... XD co do rozdziału to musiałam troszkę zmienić swoje plany, ale mam nadzieję że się spodoba :) kontakt - @JustMeAmaZayn
PS. sorki za błędy :P

piątek, 16 marca 2012

Rozdział 11

#Zayn
Postanowiłem iść do parku, żeby pooddychać świeżym powietrzem, będę mógł to zrobić ostatni raz w Londynie, ponieważ za tydzień jedziemy w naszą trasę koncertową po USA. Będzie mi tego brakowało, Milkshake City, brytyjscy fani, nasze kochane kluby i oczywiście nasz dom.
   
                                                                   *  *  *
Gdy dotarłem na miejsce, fanki obleciały mnie ze wszystkich stron, chciały autografów, zdjęć, kilka się popłakało ze szczęścia, jedna nawet zemdlała, ale na szczęście nic jej się nie stało. Gdy tłum zaczął się zmniejszać, ujrzałem przepiękną dziewczynę z czarnymi włosami, brązowymi oczami i ciemną karnacją. Chciałem podejść do niej bliżej, ale zniknęła mi z oczu. Chwilę później wszedłem do pobliskiej kawiarni, ku mojemu zdziwieniu dziewczyna, którą widziałem w parku, siedziała przy stoliku z dwoma innymi dziewczynami, były piękne, ale nie tak jak ta jedna. Nawet nie wiedziałem jak ma na imię, więc postanowiłem zagadać.
- Cześć dziewczyny, można się dosiąść? - zapytałem, chociaż nie było tłoczno, w zasadzie to byłem ja, one i jakiś biznesmen siedzący z laptopem przy stoliku w rogu.
- yyyy... ty jesteś Zayn Malik? ten z One Direction? - jedna z JEJ koleżanek prawie ześwirowała.
- tak, to ja. A wy jak macie na imię? - uśmiechnąłem się.
- ja jestem Carmen, a to jest Adalina i Graciana, przyjechałyśmy z Barcelony. - powiedziała moja wybranka wskazując na dwie pozostałe ślicznotki.
Dosiadłem się do dziewczyn, rozmawialiśmy sobie, gdy nagle usłyszałem mój telefon, dzwonił Harry.
- przepraszam dziewczęta, muszę odebrać, to coś ważnego. - powiedziałem i odszedłem w stronę drzwi.
- Halo?
- stary, gdzie ty jesteś? cały dzień cię nie było, a Niall wariuje bo nie ma nic do jedzenia. - wydzierał się.
- słuchaj, to nie ważne, bo właśnie poznałem mega laskę.
- co?! a  co z Ronnie? mówiłeś, że ją kochasz i że to ta jedyna i wiesz to na sto procent. - przypominał mi różne głupoty, które kiedyś powiedziałem.
- Ronnie to przeszłość, a Carmen to przyszłość, stary gdybyś tylko wiedział jaka z niej laska! poza tym to ona ma dwie koleżanki więc bierz Niall'a i wbijajcie, też coś wyrwiecie...
- nie mam zamiaru nigdzie iść, jeśli nie będzie cię za pół godziny, śpisz na wycieraczce. - Hazza przerwał mi i się rozłączył.
- jak chcesz. - powiedziałem sam do siebie i uśmiechnąłem się. - Carmen dzisiaj będziesz moja.

                                                                     *  *  *

#Ronnie
Strasznie mi się nudziło, więc postanowiłam iść do Milkshake City. Gdy byłam już w barze, złożyłam zamówienie, czekając na nie przeglądałam ulotki, które leżały na ladzie. Jedna z nich zaciekawiła mnie najbardziej. Szukano kelnerki w restauracji/barze na przeciwko. Może się zgłoszę? w końcu i tak nie mam nic do roboty, a dodatkowa kasa się przyda.
  Poszłam do restauracji, zobaczyłam chłopaka z blond włosami za ladą.
- przepraszam, to prawda że szukacie kelnerki? - zapytałam
- tak, zaraz zawołam szefa, proszę chwilę poczekać. - powiedział i znikną na zapleczu.
Czekałam chwilę i wreszcie pojawił się chłopak wraz z szefem.
- Dzień dobry, chciałam...
- dzień dobry proszę siadać, przejdźmy od razu do sedna. - przerwał mi mężczyzna. - jesteś młoda więc podejrzewam, że nie pracowałaś nigdy w żadnej restauracji. Czy pracowałaś?
- tak jakby.
- co znaczy "tak jakby"? - zdziwił się. - albo pracowałaś, albo nie.
- to znaczy procowałam, ale tylko przez jakiś miesiąc u rodziców mojej koleżanki z dawnej szkoły.
- a czy mogliby wystawić ci jakieś oświadczenie, potwierdzić to że podjęłaś u nich pracę?
- raczej nie bo było to jeszcze w stanach więc nie bardzo.
Mężczyzna myślał przez chwilę i przyglądał mi się uważnie. - jesteś miła, młoda, a przede wszystkim ładna więc możesz być kelnerką, dzięki tobie będziemy mieli więcej klientów, więc gratuluję, zaczynasz jutro, przynieś mi rano swoje CV a zobaczymy czy się nadajesz. Will powie ci co masz robić i  której przyjść. - powiedział i wrócił na zaplecze. - a tak zapomniałbym, najważniejsza zasada, jeśli spóźnisz się pierwszego dnia, nie masz po co wracać.
- nie martw się, on tak zawsze. - powiedział. - jak wspominał szef, jestem Will, a ty jesteś?
- znajomi mówią do mnie Ronnie, to skrót od Weronica. - powiedziałam na co chłopak uśmiechnął się. - co?
- nic. - powiedział. - otwieramy o ósmej więc dobrze będzie jeśli przyjdziesz o siódmej.
- co?! tak wcześnie? normalni ludzie o tej porze śpią, macie wtedy klientów?
- tak, właśnie wtedy jest ich najwięcej, ludzie idą o tej porze do pracy więc sporo ich tu przychodzi.
- ok, postaram się.
- mam nadzieję. - uśmiechnął się i puścił do mnie oczko.

________________________________________________________
no i jest. Kolejny rozdział gotowy ;d przepraszam, że taki krótki, ale treningi, szkoła nie wyrabiam. mam nadzieję, że się spodoba :D zapraszam do followania mnie na tt @JustMeAmaZayn jeśli chcecie followback po prostu napiszcie do mnie :) xx

wtorek, 13 marca 2012

Rozdział 10

#Ronnie
Co? czy ja dobrze słyszałam? moja matka ma raka? nie mogłam nic powiedzieć, to był szok, nie wiem jak przeszedł by to dorosły człowiek, a co dopiero ja, zresztą ja to jeszcze dam radę, ale co z Adamem?
   Jedna myśl wplątywała mi się w drugą i jeszcze w trzecią, tak ciągle w kółko, i w kółko. Mam mętlik w głowie. Nic teraz nie jest w stanie wyrazić tego co czuję. Boli mnie serce i dusza, nie wiem co robić, czuję pustkę.
  Matka milczała, siedziała obok mnie na schodkach i patrzyła w przestrzeń, zresztą tak jak ja sama. Milczałyśmy od dłuższego czasu, nie wiedziałyśmy co mamy do siebie powiedzieć, przytulić się czy zacząć płakać, to już i tak nic nie da.

                                                                    *  *  *
następnego dnia...

#Zayn
 Dzisiaj idę do Ronnie, nareszcie poznam jej mamę. Cieszę się jak nigdy dotąd, mam nadzieję, że mnie polubi. Rozmyślałem nad dzisiejszym spotkaniem.
- gdzie się szykujesz lalusiu? a może tylko podziwiasz swoje odbicie? - Louis stał w drzwiach łazienki.
- spadaj, nie mam czasu.
- a gdzie się wybierasz? aaaaaaa no tak - uderzył się w czoło [facepalm] - no przecież idziesz dzisiaj do Ronnie! będziesz poznawał jej mamę, ooooooo jak słodko. - śmiał się.
- dasz mi wreszcie spokój? - poszliśmy w stronę salonu, w którym byli Liam i Niall.
- wiesz, może chciałbyś ode mnie jakąś dobrą radę? - powiedział z stu procentową powagą.
- tak, jasne. oczywiście. - moje sto procent sarkazmu wprawiło przystojniaka w zakłopotanie.
- wiesz, jeśli chcesz przypodobać się matce Ronnie, musisz dać jej kwiaty czy jakiś drobny upominek. - powiedział z uśmiechem
- yyyyyy... - nie mogłem uwierzyć, pierwszy dobry pomysł Lou.
- jeśli chcesz więcej porad w tych sprawach, to Harry udzieli ci wykładu. On specjalizuje się w relacjach ze starszymi kobietami. - powiedział o dziwo poważnie.
- o co ci chodzi? - Harry właśnie schodził z góry.
- mi? o nic. - Lou zaczął się śmiać, a my zaraz razem z nim, tylko Hazza stał i patrzył na nas wzrokiem mordercy.
- przestańcie! to nie jest śmieszne! - Harry zaczął krzyczeć i tupać nogą. - no co wy przecież tak nie można! obrażam się na was i nie będzie w tym domu marchewek, ani żadnego innego jedzenia zrobionego przeze mnie, aż mnie przeprosicie!
- marchewki to nie ty robisz kochasiu, tylko rosną w ziemi. - Lou mówił przez śmiech.
- no brawo! twoja inteligencja jest na poziomie pięciolatka! godne podziwu, ale to ja chodzę do sklepu i nie mam zamiaru kupować wam nic do jedzenia! ja sobie poradzę ale wy raczej nie bardzo! od teraz się do was nie odzywam! - Harry odwrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia.
- myślicie, że mówił poważnie? - Niall przestał się śmiać. - bo jeśli tak, to kto mi będzie zaopatrywał lodówkę?
- nie martw się, Zayn przywiezie nam Ronnie, ona na pewno coś nam ugotuje, a przede wszystkim kupi mi marchewki. - zaśmiał się.
- tak, oczywiście. Moja dziewczyna nie jest waszą służącą! nie będzie wam gotowała, chodziła do sklepu i nie będzie nic innego dla was robiła. - zdenerwowałem się.
- przepraszam, że cokolwiek powiedziałem, już się zamykam!
- przestań Louis, wkurzasz mnie!
- a przytulisz mnie? - nagle włączył się Liam
- co? - powiedzieliśmy jednocześnie z Louisem
- no bo już dawno nikt mnie nie przytulał. - zrobił minę zbitego psiaka i objął nas.

                                                                    *  *  *
#Ronnie
- tak, słucham. - odebrałam telefon, dzwonił Zayn.
- hej kochanie, będę u ciebie za jakieś dwadzieścia minut. - powiedział słodkim głosem.
- yyyy.... co? - zająknęłam się.
- no przecież miałem dzisiaj poznać twoją mamę, nie pamiętasz? - zapomniałam, że to dzisiaj, jeszcze te wiadomości.
- Zayn... to nie jest najlepszy moment na odwiedziny.
- czemu? coś się stało? - zapytał
- nie, po prostu... - nie dokończyłam.
- nie chcesz żeby twoja mama mnie poznała... - przerwał mi.
- nie Zayn, to nie tak, ja po prostu...
- rozumiem. - powiedział
- nie Zayn, nie rozumiesz! ja nie mogę dzisiaj się spotkać.
- ostatnio w ogóle mnie chcesz się ze mną spotykać. - słyszałam smutek w jego głosie.
- gdybyś tylko wiedział...
- chciałbym wiedzieć, ale ty mi na to nie pozwalasz. - rozłączył się.
- kolejny problem na mojej głowie. - mruknęłam sama do siebie.
- coś się stało? - matka stała za mną.
- nic, to tylko małe nieporozumienie.
- z Zaynem? tak ma na imię? to twój chłopak prawda? - z kąd ona zna jego imię?
- co? - zapytałam, bo nie wiedziałam czego jeszcze się dowiedziała na mój temat.
- Adam mi powiedział, nie bądź na mnie zła, ja chcę tylko twojego dobra. - uśmiechnęła się.
- mamo? - zapytałam. - nie chcę być niegrzeczna ale... jak ty możesz się uśmiechać? jesteś chora, a ty się uśmiechasz?
matka zaśmiała się. - Ronnie, to nie jest tak, że ja muszę zaraz być jakaś drętwa, czy cały czas mam płakać.
Po prostu, dowiedziałam się, że jestem chora, to wszystko.
- to wszystko? więc się nie przejmujesz tym, że za jakiś rok lub nawet krócej umrzesz? - nie wierzyłam w to, że mama się tym nie martwi.
- przecież lekarz nie powiedział kiedy umrę.
- ale... - więcej nie powiedziałam, łzy spływały mi po policzkach.
- nie martw się, wszystko będzie dobrze. - matka uśmiechnęła się i przytuliła mnie.

                                                                 *  *  *

#Zayn
Więc ona nie chce żeby jej mama mnie poznała, mogłem się wcześniej domyślić. Siedziałem w swoim pokoju, przeglądałem twittera, odpisywałem do fanów i takie tam.
- siema, a ty nie miałeś być u Ronnie, poznawać jej rodzinę? - Liam stał w progu moich drzwi.
- miałem. - burknąłem pod nosem.
- coś się stało?
- nic. - patrzyłem w pulpit, a Liam stał i przyglądał mi się. - co się tak gapisz?!
- nie gapię się. - powiedział i podszedł do mnie, zamknąłem klapę od laptopa.
- co?! - wrzasnąłem.
- pokłóciliście się, tak? - nie odezwałem się. - wiedziałem, jestem mistrzem w sprawach damsko-męskich.
- tak? to co mi poradzisz "mistrzu" - powiedziałem udając zainteresowanego.
- najpierw powiedz o co się pokłóciliście.
- ona nie chce, żeby jej matka mnie poznała.
- powiedziała ci to wprost?
- nie, ale jej odpowiedź była jasna do zrozumienia.
- a co dokładnie powiedziała?
- powiedziała, że to nie jest najlepszy moment na odwiedziny. - gdy to powiedziałem Liam zaczął śmiać się jak głupi.
- no i z czego się śmiejesz?
- ale ty jesteś głupi! - śmiał się dalej.
Uderzyłem go z pięści w ramię. - przestań!
- Boże! jak ty mogłeś tak to zrozumieć! przecież jej mama mogła np. być zmęczona po podróży albo źle się czuć! hahahahahah, jaki ty jesteś głupi! - nie przestawał się śmiać.
- skończ! - krzyczałem
- nie mogę! hahaha... - śmiał się dalej, a ja wyrzuciłem go za drzwi.

_______________________________________________________
no to jest, gotowe :) mam nadzieję, że się spodoba:) xx liczę na komentarze :) pozdro :***
   

sobota, 10 marca 2012

Rozdział 9

#Ronnie
Z ojcem siedzieliśmy na kanapie, mówił do mnie, ale ja nie słyszałam, nie chciałam słyszeć. Słowa, które wypowiadał do mnie przestały mnie interesować. "Matka przeprowadza się do Londynu, będziecie tu mieszkać, już na stałe." - te słowa krążyły po mojej głowie, nie słyszałam nic innego, ojciec prowadził bezsensowny monolog. Będziemy mieszkać tu już na stałe, na stałe, czyli już zawsze, zawsze w Londynie z matką i ojcem, w innych domach, więcej nie zobaczę moich znajomych, już nigdy się nie spotkamy. Wiele myśli naraz zaczęło przychodzić mi do głowy. Co ja teraz zrobię? przecież mam szkołę w Nowym Jorku, kończę ją dopiero za trzy lata, w sumie to dopiero co zaczęłam do niej chodzić, a oni już każą mi się przenieść do innej, do nowej szkoły, w której nikogo nie będę znała. Będę samotna, nikogo nie będę miała.
- Ronnie, ty mnie słuchasz? - ojciec przerwał moje rozmyślania.
- co?.......yyyyyy.... t..tak słucham. - nie mogłam nic powiedzieć, byłam w szoku.
- mama przyjedzie jutro więc masz czas na zastanowienie się.
- zastanowienie się? ale nad czym?
- właśnie ci tłumaczyłem, jeśli chcesz możesz mieszkać albo ze mną, albo z mamą. - te słowa całkowicie zmieniły tok mojego myślenia. Co mam wybrać? mieszkać z ojcem, do którego nie odzywałam się przez tyle lat, czy wybrać matkę, której nie podoba się nawet to, że żyję.
Nigdy nie miałam z nią dobrych relacji. Gdy mnie urodziła miała szesnaście lat, zawsze mówiła, że nie była gotowa na to, żeby zostać matką i gdyby mogła cofnąć czas, zrobiłaby to. Zawsze odbierałam to tak, jakby nie chciała mnie na tym świecie, już od najmłodszych lat obiecywałam jej i sobie - przede wszystkim sobie - że gdy tylko skończę osiemnaście lat wyprowadzę się od niej, szkoda mi tylko Adama, on będzie musiał się z nią jeszcze długo męczyć. Właściwie to nawet nie wiem czemu zdecydowała się na drugie dziecko, skoro nie radziła sobie ze mną to po co jeszcze Adam? Gdy on się urodził, wszystko zaczęło się walić, matka wychodziła nie wiadomo gdzie i zostawiała mnie i mojego brata samych z ojcem, wracała pijana, czasem nawet naćpana. Kiedyś on nie wytrzymał i wygarnął jej wszystko. Pamiętam, jak wtedy płakała, gdy ojciec nas zostawił. Miałam do niego o to żal przez wiele lat, ale w te wakacje zrozumiałam, że tak na prawdę to zawsze była wina matki. Żałuję tego wszystkiego co powiedziałam na temat taty, teraz wiem co to znaczy wybaczyć i jestem mu za to wdzięczna. Dobrze wiem czyj dom wybiorę.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi, podeszłam, żeby je otworzyć. Przede mną stał wysoki mężczyzna, z krótkimi blond włosami. Ubrany był niechlujnie, w ciuchy pobrudzone białą farbą, musiał coś malować, bo trzymał pędzel w dłoni. -  dzień dobry czy jest może pan Miller w domu?
- dzień dobry, tak zaraz go zawołam, proszę wejść. - powiedziałam
- nie dziękuję, zaczekam tutaj. - był przystojny, wyglądał na około dwadzieścia lat.
Poszłam zawołać ojca.
- tato, jakiś facet umazany farbą do ciebie.
- już idę. - powiedział i podszedł do drzwi.
Mało słyszałam z ich rozmowy, nie przysłuchiwałam się, ale słyszałam niektóre zdania, pojedyncze słowa. Rozmawiali o jakimś budynku i remoncie. Nie słyszałam co mówili dalej, Zayn zadzwonił do mnie.
- halo? - powiedziałam
- cześć skarbie, jak tam po wczorajszym?
- dobrze.
- coś się stało?
- nic, tylko moja matka przyjeżdża jutro i się trochę martwię - nie chciałam go okłamywać.
- to chyba dobrze, będę mógł ją poznać. - chłopak cieszył się.
- Zayn, to chyba nie najlepszy pomysł. - odradzałam mu.
- co ty opowiadasz? to bardzo dobry pomysł.
- jeszcze do ciebie zadzwonię i powiem co, i jak. - wreszcie zgodziłam się
- dobrze, papa kocham cię. - powiedział na pożegnanie.
- ja ciebie też kocham. - uśmiechnęłam się sama do siebie.



                                                                  *  *  *

Następnego dnia... 


#Ronnie
Siedziałam na werandzie i patrzyłam jak słońce zachodzi.
- Mama właśnie przyjechała, powinnaś się z nią przywitać. - ojciec stał za mną, powiedział to tak cicho, że ledwo usłyszałam.
- pewnie jest zmęczona, nie chcę się jej teraz narzucać. - wcale nie myślałam, że jest zmęczona tylko wiedziałam, że będzie miała ochoty ze mną "rozmawiać".
Od dawna normalnie nie rozmawiałyśmy, teraz to były raczej awantury. Przed moim wyjazdem do Londynu też się pokłóciłyśmy, sąsiedzi wezwali policję. Wylądowała na izbie wytrzeźwień, była wtedy tak pijana, że nie wiedziała co się z nią dzieje - często jej się to wtedy zdarzało.
Ojciec nadal stał nade mną i mówił. - powinnaś dać jej szansę.
- nie warto. - patrzyłam w dal nie widząc kompletnie nic, łzy napływały mi do oczu.
- Ronnie... - ojciec nie dokończył bo właśnie matka weszła do domu.
- jest tu ktoś? - jej zachrypnięty głos niósł się po pomieszczeniu. Wyszła do nas i usiadła na fotelu. - cześć Ronnie, jak ci mijają wakacje? - powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
- dobrze. - łzy spływały mi po policzkach, nie chciałam żeby widziała jak płaczę, więc wstałam i podeszłam do schodów.
- jesteś na mnie zła? - zapytała tak jakby chciała zapytać z zasady, bez emocji czy jakichkolwiek uczuć.
Nic nie powiedziałam. Matka podeszła i złapała mnie za ramię.
- czego chcesz?! - krzyknęłam i strąciłam jej rękę.
- dlaczego taka dla mnie jesteś? - rozpłakała się
- niby ja? to ty mnie zawsze olewałaś, to ja zawsze się za ciebie wstydziłam, a ty mi wyskakujesz z tekstem jak mi mijają wakacje! - krzyczałam
- ale ja...
- i to właśnie w tym jest problem! zawsze ty i tylko ty. Ty jesteś najważniejsza! nie interesujesz się ani mną ani Adamem! wiesz chociaż jak nazywa się jego najlepszy przyjaciel? albo nauczycielka? ktokolwiek kto jest dla niego ważny! - wrzeszczałam tak głośno, że sąsiedzi wyszli z domu, żeby zobaczyć co się dzieje.
... - milczała, tylko płakała, nie mówiła nic, ani słowa.
- cisza, tak myślałam.
- Ronnie, muszę ci coś powiedzieć. - wytarła łzy.
- wiem, że się przeprowadzasz, nie obchodzi mnie to.
- nie chodzi mi o to. - powiedziała, a głos jej drżał.
- a o co ci chodzi?! no słucham!
- Ronnie... ja mam raka.

         ________________________________________________________________
  No i proszę, kolejny rozdział :) pisałam go pod wpływem pewnych emocji, nie koniecznie tych dobrych. Pewna osoba wie o czym mówię [jeśli właśnie to czytasz to proszę napisz do mnie]. Liczę na kilka komentarzy, powiedzcie co wam się podoba a co nie, może coś zasugerujecie i zmienię bieg wydarzeń, jeśli macie jakieś propozycje zostawiajcie je w komentarzu lub napiszcie do mnie @JustMeAmaZayn z dopiskiem "opowiadanie". pozdrawiam :**

czwartek, 8 marca 2012

Rozdział 8

#Zayn
Walkę na poduchy przerwał nam telefon.
- to mój. - Ronnie wyjęła go z torebki i wyszła na taras.
-  co jest? poddajecie się? - uderzyłem Louisa tak mocno, że wylądował na podłodze.
Biliśmy się dalej, po chwili Ronnie wróciła i podeszła do mnie.
- coś się stało? - zauważyłem, że była smutna.
- nie nic. - uśmiechnęła się.
- na pewno?
- no mówię nic. - chwyciła poduszkę. - zaraz oberwiesz!
- ja? myślałem, że jesteśmy w jednej drużynie. - założyłem rękę na rękę.
- było tak, ale teraz już nie jest. - wystawiła do mnie język i uderzyła mnie, walka trwała nadal.

                                                                          *  *  *

#Harry
- ej! czekajcie! muszę was o coś spytać! - krzyczałem, ale nikt mnie nie słuchał, walczyli na poduchy, od zawsze ciężko było ich od tego oderwać. Muszę coś wymyślić, wiem! - nie mam na sobie majtek!
Gdy wypowiedziałem te słowa, wszyscy popatrzyli na mnie jak na kretyna.
- no! dziękuję za uwagę. - po tych słowach wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. - dobra, dosyć.Na serio muszę was o coś spytać.
- co? - szczerzył się Louis.
- to nie do ciebie, mam raczej pytanko do naszych małych gołąbków. - powiedziałem i popatrzyłem na Ronnie i Zayna.
- o co ci chodzi? - Ronnie patrzyła jakby chciała mnie zabić.
- jesteście parą? - z uśmiechem patrzyłem raz na Ronnie raz na Zayna, nie odzywali się, nikt się nie odzywał, panowała absolutna cisza.
- tak, jesteśmy razem. - Zayn przerwał ciszę i spojrzał na Ronnie, uśmiechnęli się do siebie.
- uuuuuuuuuuuuuuu... - Louis przerwał ich romantyczną chwilę, to było takie zatwierdzenie związku moim zdaniem.
- daj spokój! - Liam walnął go poduszką. - to ich sprawa, odwal się!
- dobra, zostawmy ich samych, muszą jeszcze "zatwierdzić" związek fizycznie. - powiedziałem dla żartów, a Zayn sprzedał mi liścia w twarz.

                                                                      *  *  *

#Ronnie
- gdzie byłaś tak długo? - ojciec stał w drzwiach mojego pokoju. Myślałam, że nie zauważył jak wchodzę do domu.
- mówiłam, że idę na imprezę.
- tak ale myślałem, że wrócisz o drugiej może trzeciej, ale jest dwunasta następnego dnia! - krzyczał. - martwiłem się o ciebie.
- przecież byłam z Zaynem, nic by mi się nie stało. - czesałam swoje włosy.
- właśnie tego bałem się najbardziej, że spędzisz z nim całą noc, sam na sam. - powiedział tak, jakby był zawiedziony. - zabezpieczyliście się?
- tato! - zaczerwieniłam się. - do niczego nie doszło.
- na pewno? on cię nie wykorzystał? nie zranił cię w żaden sposób? - dopytywał się.
- tato! - wrzasnęłam. - gdyby mi coś zrobił, wykorzystał lub zranił w jakiś sposób powiedziałabym ci.
- wiem, po prostu martwię się o ciebie. - przytulił mnie.
- mama do mnie dzwoniła, mówiła że przyjeżdża. Coś się stało?
- do mnie też dzwoniła, muszę ci coś powiedzieć. - ojciec wskazał palcem na kanapę. - usiądź.

    __________________________________________________________
no i mamy następny rozdział <Łiiiii Dance> przepraszam, że taki krótki, ale i tak jestem cała happy bo nie mogłam się pozbierać żeby go napisać, tym bardziej źle mi się pisało, bo nie miał mnie kto wspierać :C @Diabelska gdzie ty byłaś jak Cię potrzebowałam? xD dedykuję ten rozdział tobie więc jeśli to przeczytasz mam nadzieję, że napiszesz mi na tt :D pozdrawiam :**

wtorek, 6 marca 2012

Rozdział 7

#Ronnie
Nie mogłam przestać płakać, łzy spływały mi po policzkach. Harry ciągle powtarzał. - wszystko będzie dobrze...
- chciałem cię przeprosić, ale widzę, że już masz pociszyciela. - moje myśli przerwał głos Zayna.
- Zayn, to nie tak jak myślisz... - próbowałam wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa.
- to wytłumacz mi jak jest! - krzyknął.
- Zayn, jesteś zazdrosny? - nic nie odpowiedział. Milczał.
- nie mogę uwierzyć, ty jesteś zazdrosny. - uśmiechnęłam się mimo cieknących mi z oczu łez.
- tak, jestem zazdrosny! dlatego, że możesz mieć każdego chłopaka jakiego tylko chcesz, a mimo to wybrałaś mnie... - krzyczał - ...nie chcę cię stracić. - powiedział spokojnie.
- Zayn...
- kocham cię - przytulił mnie - obiecaj mi, że już nigdy ode mnie nie uciekniesz.
- obiecuję. - szepnęłam do niego i delikatnie pocałowałam go w usta.
- to ja...ten no... ja nie będę wam przeszkadzać. - całkiem zapomniałam, że Harry wciąż tu jest.
- Harry - podeszłam do niego. - dziękuję.
- za co? - zdziwił się.
- za to, że byłeś przy mnie, że nie zostawiłeś mnie samej. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby kogoś ze mną nie było.
- nie ma sprawy, ale teraz już pójdę. - uśmiechną się -  Wpadniecie jeszcze na imprezę?
- nie wiem, może na chwilę - powiedział Zayn.
- dobra, to ja spadam, narka. - powiedział i poszedł.

                                                                          *  *  *
#Zayn
- przepraszam, zachowałam się jak idiotka. - Ronnie miała łzy w oczach.
- nic się nie stało, nie potrzebnie tak zareagowałem. Staję się agresywny jak wypiję. - podszedłem i pocałowałem ją w czoło.
- kocham cię. - pierwszy raz usłyszałem od niej te słowa, przytuliłem ją mocno. Uśmiechnąłem się sam do siebie, "kocham cię" to najwspanialsze słowa jakie kiedykolwiek od niej usłyszałem.
- idziemy na tą imprezę? - zapytałem po chwili ciszy.
- możemy iść. - powiedziała bez przekonania.
- jeśli nie chcesz to nie musimy. - uśmiechnąłem się do niej.
- chcę.
- na pewno? przecież cię nie zmuszam. - dobrze wiem, że nie ma ochoty na dalsze imprezowanie.
- tak na prawdę to nie mam najmniejszej ochoty, żeby tam iść.
- dobrze, bo ja też nie.
Chodziliśmy po ulicach Londynu rozmawiając, mijały minuty, godziny. Było nam ze sobą tak dobrze, że nawet nie zauważyliśmy, że już dawno po drugiej.
Ronnie ziewała już od dłuższej chwili. - chcesz iść do domu? - zapytałem.
- nie, nie jestem zmęczona. - ziewnęła po raz kolejny.
- nie wcale... - śmiałem się.
- no dobra może tak troszkę chce mi się spać, ale tak tylko odrobinkę.
- zaprowadzę cię do domu. - wziąłem ją na ręce i zacząłem iść.
- postaw mnie, jestem za ciężka, nie doniesiesz mnie, kręgosłup ci nawali. - zaczęła wierzgać nogami.
- ciiiiii... wcale nie jesteś ciężka, dam radę. - przytuliła się do mnie, a po chwili zasnęła w moich ramionach.

                                                                          *  *  *
#Ronnie
Rano wstałam, ale nie wiedziałam gdzie jestem. Co się dzieje? to nie jest mój dom. Coś przegapiłam? Gdy przewróciłam się na drugi bok zobaczyłam Zayna, nie spał przyglądał mi się z uśmiechem na ustach.
- dzień dobry. - uśmiechnął się najszerzej jak tylko mógł.
- gdzie ja jestem? - przymrużyłam oczy, przez słońce, które padało mi na twarz.
- w mojej sypialni.
- a dlaczego?
- bo byłaś śpiąca. - denerwowało mnie jego poczucie humoru.
- tak, ale z tego co sobie przypominam to miałeś mnie zanieść do mojego domu, a nie do swojego. - podniosłam się.
- tak, miałem to zrobić, ale pomyślałem, że jeśli ty będziesz w swoim domu, a ja będę w swoim, to po co marnować dwa domy, skoro możemy posiedzieć w jednym? - próbował mnie pocałować, ale odsunęłam się.
- Zayn, to nie jest zabawne. Ojciec mnie zabije jak się dowie, że całą noc spędziłam z chłopakiem! co on sobie pomyśli? będę miała szlaban do końca życia! - próbowałam wstać, ale Zayn chwycił moją rękę i nie chciał puścić. Złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. - Zayn...
- obiecałaś.
- co ci niby obiecałam?
- że już nigdy mnie nie zostawisz - przytulił mnie.
- wyciągasz zdania z kontekstu i chcesz mnie załatwić moimi własnymi słowami? - popatrzyłam na niego. - dobra, to strzelam focha!
- a strzelaj! - powiedział i udawał, że śpi.
- dobra.
- dobra... - odwrócił głowę w moją stronę.
- jeśli nie przeprosisz, nie odzywam się do ciebie.- udawałam, że się obraziłam
- nie przeproszę i co mi zrobisz? - wystawił do mnie język.
- to taki z ciebie kochaś? nawet mnie nie przeprosisz? dobra zapamiętam to sobie... - udając, że płaczę spoglądałam na niego kątem oka.
- jak dasz buzi to może przeproszę...
- nie dam! - udawałam, że dalej jestem na niego zła.
- no daj buziaczka. - powiedział i spojrzał na mnie słodkimi oczkami KLIK - proszę...bardzo, bardzo.
- wiesz, że nie potrafię się długo gniewać? - przytuliłam go.
- kocham cię. - cmoknął mnie w usta. - a ty mnie kochasz?
- tak, bardzo. - położyłam się obok niego.
- pewnie czujesz się z tym źle. - odgarnął mi włosy z twarzy.
- z czym?
- z tym, że ty nigdy nie będziesz mogła kochać mnie bardziej niż ja ciebie. - bawił się moimi włosami.
- proszę cię. - powiedziałam sarkastycznie, zauważyłam, że ostatnio często to robię.
Zayn zaśmiał się, a do pokoju wpadli Lou, za nim Harry, Niall i Liam.
- Wojna na poduchy! - krzyczeli wszyscy na raz. Zaczęła się wojna na śmierć i życie. Najbardziej oberwali Niall i Liam, ja chowałam się cały czas za Zaynem. Harry i Louis protestowali, mówili, że to wbrew zasadom, które wyznają. Wszyscy świetnie się bawiliśmy. Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu...


          ________________________________________________________________
       No i macie następny rozdział :) sorki ale nie mogłam zrobić dłuższego jakoś nie mogłam się pozbierać. Rozdziały dodaje codziennie, więc nie mogę pisać długich notek bo zanudziłyby was na śmierć! xD jak zwykle dziękuję wam za wszystkie miłe komentarze :) i za to że czytacie moje opowiadanie :) xx

JEŚLI CHCECIE BYĆ INFORMOWANI O NEXTACH ZOSTAWCIE SWOJEGO TT W KOMENTARZU* :)



*jeśli po przeczytaniu tej informacji nie zostawicie mi swoich tt'rów w komentarzu, nie będziecie informowane/informowani o nexcie.


poniedziałek, 5 marca 2012

Rozdział 6

#Zayn
Stoję przy stoliku z napojami. Tak tylko co wybrać dla Ronnie?
- Cześć. - usłyszałem znajomy głos.
- tak? - zapytałem, a gdy się odwróciłem zobaczyłem Alice. - Co ty tu robisz?
- jestem tu dla ciebie, przecież tego chcesz. - powiedziała i oplotła swoje ręce wokół mojej szyi.
- co ty robisz?!
- no co? nie pamiętasz jak było nam razem dobrze? jeśli chcesz, możemy pójść na górę i przypomnisz sobie. - przejechała językiem po zębach.
- nie, nie chce cię znać po tym co mi zrobiłaś! - ściągnąłem jej ręce i poszedłem do Ronnie.

                                                                               *  *  *

- tu jesteś, wszędzie cię szukałem.
- tak, jestem tu. - powiedziała zdenerwowanym głosem
- coś się stało? - podałem jej kubek, przez chwilę wydawało mi się, że widziała całe zajście.
- strasznie cię przepraszam nie miałem tego namyśli - Louis krzyczał i przytulał Ronnie -  nie chciałem żebyś się obraziła, przepraszam najmocniej jak potrafię...
Myślałem już, że to na mnie się wkurzyła bo zobaczyła jak Alice do mnie podeszła, ale na szczęście Lou mnie oświecił. On często popełniał błędy, za które musiał przepraszać dziewczyny.
- Louis, co to za dziewczyna? - kobiecy głos rozległ się po pokoju, muzyka ucichła, ludzie patrzyli na nas. Gdy się odwróciłem, zobaczyłem Eleanor, to dziewczyna Louisa. Nie znam dziewczyny, która jest aż tak zazdrosna jak ona.
- co... - Lou nie mógł uwierzyć w to co się dzieje.
- no co ty robisz?! zdradzasz mnie? - rozpłakała się.
- no co ty przecież cię kocham! - bronił się.
- to jest moja dziewczyna, on cię nie zdradza! - podszedłem do Ronnie i przytuliłem ją.
- tak jesteśmy razem. - Ronnie próbowała wytłumaczyć jej co się stało, opowiadała o tym, że się pokłócili.
- naprawdę? - przestała płakać.
- tak, kocham cię. - Lou pocałował ją w czoło i przytulił.

                                                                            *  *  *
#Ronnie
- co za paranoja. - złapałam się za głowę.
- ciesz się, że nie poznałaś Danielle. - powiedział Niall
- Danielle? kto to?
- to dziewczyna Liama. - powiedział Harry.
- Harry, ty kretynie gdzie ty byłeś! - krzyknął Louis.
- musiałem coś załatwić. - popatrzył na mnie i poruszył brwiami. Zrobiłam minę WTF? bo nie wiedziałam o co mu chodzi.
- co tak na mnie patrzysz? - uśmiechnął się Harry, miał słodkie dołeczki w policzkach.
- ja?
- nie, Barack Obama - śmiał się.
- eeeeeeeej! - krzyknąl Niall i uderzył Hazzę w głowę.
- ej no co ty robisz. - zaczęli się tłuc jak dzieciaki.
- chodź. - Zayn złapał mnie za rękę i wyszliśmy na zewnątrz.

                                                                         *  *  *

Zayn zabrał mi papierowy kubek z piciem i postawił go na ziemi. - bo jeszcze się pooblewasz i co będzie.
- co? to ty na mnie wylałeś wtedy shake'a a nie ja sama... - tłumaczyłam ale Zayn przerwał mi pocałunkiem.
- no proszę, proszę, co za piękna z was para. - usłyszałam znajomy głos, to Alice.
- Alice? czego ty chcesz? - nigdy nie widziałam Zayna tak zdenerwowanego.
- jak to czego? przecież mówiłeś mi, że mam tu przyjść, nie pamiętasz? przy stoliku z napojami. - uśmiechnęła się i podeszła.
- co? nic takiego ci nie mówiłem! - Zayn zacisnął usta.
- spadaj z tąd! - krzyknęłam
- o widzę, że nie jesteś poinformowana o pewnych sprawach... - zaczęła
- idź z tąd i nigdy więcej się tu nie pokazuj, dobrze ci radzę lepiej trzymaj się ode mnie z daleka, bo inaczej...
- bo co? - podeszła do mnie tak blisko, że czułam jej oddech. - uderzysz mnie? wątpię.
- nie bądź siebie taka pewna.
- to dawaj no uderz mnie, no już śmiało... - podpuszczała mnie.
- posłuchaj mnie uważnie, bo drugi raz powtarzać nie będę. - podeszłam bliżej. - jeśli jeszcze kiedykolwiek będzie ci się nudziło i będziesz miała ochotę wylądować w szpitalu to zapraszam. Bo jeśli nie boisz się mnie,  to musisz być wyjątkowo głupia, inna dziewczyna zastanowiła by się dwadzieścia razy zanim by to zrobiła, więc następnym razem lepiej dobieraj słowa - Alice była przerażona gdy mówiłam do niej takim tonem, ale nie miałam zamiaru jej teraz odpuścić -  a teraz odwrócisz się, zobaczysz taki duży prostokąt, to są drzwi. Podejdziesz do nich, złapiesz takie małe metalowe, przekręcisz, zamkniesz za sobą i wypierdalaj.
      Dziewczyna nie odezwała się i wyszła.
- po co jej groziłaś? - zapytał spokojnym głosem Zayn.
- to nie była groźba. - odwróciłam się do niego plecami.
- a co?
- to tylko sugestia.
- sugestia...
Nie miałam ochoty kontynuować rozmowy więc nie odpowiedziałam. Milczeliśmy przez dłuższą chwilę.
- co cię z nią łączyło? - przerwałam niezręczną ciszę.
- kiedyś byliśmy razem. - powiedział bez emocji.
- jak daleka przeszłość to jest?
- jakieś dwa lata, to było przed pójściem do X Factora. - podszedł do mnie.
Milczeliśmy przez następne ~ dziesięć, piętnaście minut.
- posłuchaj, nie będę cię oceniała za to co było kiedyś. Dla mnie liczy się tu i teraz, ale proszę cię, mów mi prawdę nawet taką, której nie chcę słyszeć. Wolę słyszeć gorzką prawdę niż słodkie kłamstwa. - przytuliłam go.
- od kiedy cię znam, mówię ci prawdę, nie rozumiem o co ci chodzi. - powiedział i odepchnął mnie od siebie.
- chodzi mi o to, że chcę wiedzieć o tobie wszystko, nawet o twoich byłych dziewczynach.
- czyli chcesz mnie kontrolować?
- co? nie chcę cię kontrolować. Chcę poznać cię, bo na razie to nie wiem o tobie praktycznie nic.
- jeśli chciałbym osobę, która będzie mnie kontrolowała to zacząłbym się umawiać z Eleanor. - jego mina była poważna i stanowcza.
- co?... - łzy stanęły mi w oczach.
- słyszałaś.
Nie mogłam powstrzymać się od płaczu, gdy weszłam do domu, w którym odbywała się impreza Harry spojrzał na mnie, uśmiech powoli znikał z jego twarzy, czułam się jakbym była tam niechciana. Wybiegłam z budynku. Gdy wreszcie wydostałam się z tego koszmaru usłyszałam jak ktoś woła moje imię, to był Harry.
- Ronnie! - krzyknął.
Zaczęłam biec, coraz szybciej i szybciej, nie chciałam żeby oglądał mnie w takim stanie.
- Zaczekaj! - krzyczał i biegł za mną, nie zatrzymywałam się.
- zostaw mnie! - zdyszana biegłam dalej.
Harry zaczynał mnie doganiać, przyspieszyłam. - zostaw mnie idź sobie. Impreza trwa, nie zostawiaj swoich przyjaciół, oni cię potrzebują melanż bez ciebie to przecież nie jest to samo. - cała zapłakana zatrzymałam się. Nie chciałam dłużej uciekać, nie miałam siły.
- nie płacz, wszystko będzie dobrze. - powiedział i objął mnie. - ciii... już dobrze.

________________________________________________________________
 sorki, że dzisiaj rozdział taki krótki ale wena twórcza mnie opuściła :( niestety, mówi się trudno. Jakoś wykrzesałam nowy rozdział :) Hope You'll Like It :)



niedziela, 4 marca 2012

Rozdział 5

#Zayn
Jesteśmy już po próbie. Jestem tak zmęczony, że nie mam ochoty na imprezę, ale skoro już jest zaplanowana, goście zaproszeni to niech będzie. Cholera! miałem zaprosić Ronnie! zapomniałem! Szybko wyjąłem telefon, żeby zadzwonić. No tak, nie mam jej numeru.
- ale ze mnie idiota. - czy ja powiedziałem to na głos?
- ale odkrycie. - zaśmiał się Harry
- i z czego się śmiejesz? - zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
- z ciebie! - i jeszcze bardziej zaczął się śmiać.
- nie śmiej się to poważna sprawa!
- a co się stało? ktoś umarł? - wreszcie przestał się śmiać, ale uśmiechu na twarzy mu nie brakowało.
- nie mam numeru do Ronnie.
 Nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem. Ja też zacząłem się śmiać. Jak mogłem nie mieć jej numeru! to moja dziewczyna, w zasadzie to nie moja dziewczyna bo nie poprosiłem jej o chodzenie. Kurwa! jaki ze mnie debil, nie poprosiłem jej o chodzenie! co ona sobie musiała pomyśleć!? muszę jej to jakoś wynagrodzić.


                                                                  *  *  *

#Ronnie
Po rozmowie z ojcem czułam się lepiej. Radził mi jak mam się zachowywać w związku, ale to nie jest związek, tylko się całowaliśmy. Co jeśli on nie chce się angażować? tylko zrobiłam z siebie idiotkę. Nieźle, ja liczę na nie wiadomo co, a on traktuje to jak zwykłą przygodę. Ja się chyba zabiję. Ale przecież powiedział mi, że mnie kocha, pewnie się tylko nabijał! Zachciało mi się płakać, ale powstrzymałam się.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi.
- Już otwieram! - powiedziałam i podeszłam do drzwi.
Gdy je otworzyłam przede mną stał Zayn z bukietem kwiatów, był ubrany w czarne jeansy, białą bluzkę i czarną skórzaną kurtkę, a ja stałam przed nim w pięknej niebieskiej piżamie w misie. Jestem cudowna, naprawdę świetne ubranie.
- Cześć, mogę wejść? - gdy to powiedział słodko przygryzł wargę KLIK
- yyyy... tak, zapraszam. - zaczerwieniłam się i chciałam zapaść się pod ziemię, jak ja wyglądam?
- proszę to dla ciebie. - wręczył mi bukiet czerwonych róż. - ślicznie wyglądasz.
- żartujesz? jestem w piżamie! - zaśmiałam się
- jesteś przepiękna, nie ważne w co jesteś ubrana. - przytulił mnie.
- to miło, że tak sądzisz. Róże są śliczne. Wstawię je do wody, a ty siadaj. - pokazałam palcem na sofę.
- musimy porozmawiać - usiadł.
- coś się stało. - podeszłam do niego i usiadłam.
- nie, ale muszę cię o coś zapytać. - jego głos drżał, złapał mnie za rękę. - kocham cię, chcę być dla ciebie kimś więcej.
- ja też cię kocham. - przytuliłam go po czym namiętnie pocałowałam.
- czy to znaczy, że chcesz być oficjalnie moją dziewczyną? - zapytał
- tak, jeśli tego chcesz oczywiście.
- chcę tego najbardziej na świecie. - pocałował mnie raz jeszcze. - wiesz, robimy dziś imprezę, więc jeśli nie masz innych planów to może...
- jasne, ale pod jednym warunkiem. - uśmiechnęłam się
- tak? a jakim.
- pójdziesz ze mną. - przytuliłam go.
- pójdę z tobą gdzie tylko będziesz chciała, nawet na koniec świata i jeszcze dalej. - poczułam, że przytula mnie mocniej. -  wiesz głupio mi teraz o to pytać, ale nie dałaś mi swojego numeru więc...
- spoko daj telefon, wpiszę ci go. - zaczęłam się śmiać.

                                                                        *  *  *
Impreza miała być za godzinę. Ubierałam się już, usłyszałam, że coś szklanego spadło na podłogę.
- co się dzieje? - krzyknęłam i wbiegłam do kuchni
- chciałem tylko wziąć miskę. - Adam stał na blacie kuchennym.
- mogłeś mnie zawołać, podałabym ci. - powiedziałam spokojnie, bo miałam wrażenie, że młody zaraz się rozpłacze. - zejdź.
- a zrobisz mi płatki z mlekiem? - uśmiechnął się
- tak ale płatki je się na śniadanie, a teraz jest wieczór.
- a kto ustalił taką zasadę? - popatrzył na mnie jak na kretynkę.
- siadaj - wskazałam ręką na krzesło. - proszę, jedz ja wychodzę, nie wiem o której wrócę.
- a co mam powiedzieć tacie? - młody powiedział plując jedzeniem
- prawdę, a co miałbyś powiedzieć?
Młodemu z wrażenia jedzenie wypadło z buzi. - prawdę? dziwna jesteś, zmieniłaś się, to przez Zayn'a tak? co on ci zrobił?
- o co ci znowu chodzi? - zdziwiłam się
- gdy w Nowy Jorku wychodziłaś gdzieś i mówiłaś cytuję: "Nie wiem o której wrócę" kazałaś mi mówić mamie, że albo nie wiem gdzie jesteś, albo będziesz nocować u koleżanki.
- to był Nowy Jork teraz jesteśmy w Londynie. - powiedziałam i wyszłam.
 

                                                                      *  *  *
Przed domem czekał na mnie Zayn, uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam go na powitanie
- tęskniłaś za mną? - uśmiechnął się
- może... - zaśmiałam się.
- tak? a ja za tobą bardzo.
- ja pewnie i tak bardziej. - wystawiłam mu język.
- o nie, nie prawda! ja bardziej - drażnił się ze mną.
- ja bardziej!
- nie bo ja - wystawił mi język i zaczął się śmiać.
- dobra, jedziemy.  - przerwałam
- a co, nie możesz się doczekać, żeby poznać moich zwariowanych kumpli?
- nie, chciałam tylko wziąć autograf, zrobię parę zdjęć i możesz mnie odwieść do domu.
Zayn zrobił poważną minę. - co?
- hahahaaaha, twoja mina była bezcenna, nie mogłam się powstrzymać, hahaahah
- to nie było śmieszne!.
- oj tak, było! - śmiałam się
- nie wcale nie! - i sam zaczął się śmiać.
- jak mogłaś mi to zrobić? - udawał, że się obraża.
- haha, bardzo śmieszne! - powiedziałam sarkastycznie.
Ruszyliśmy i w drodze na imprezę cały czas się przedrzeźnialiśmy, za każdym razem gdy wygrywałam Zayn udawał, że się focha.

                                                                         *  *  *

Na imprezie powitał nas Liam, potem dołączył Louis i Niall.
- gdzie Harry? - Lou niepokoił się
- nie wiem wchodził za nami, ale zniknął mi z oczu - powiedział tata zespołu Liam
- od próbie zachowywał się jakoś dziwnie, może źle się czuje? - Niall powiedział z powagą.
- jakby źle się czuł to chyba by nam powiedział? - Louis nie wiedział co ma ze sobą zrobić, z nerwów zaczął jeść marchewki.
- nie stójcie tak w progu, chodźcie impreza się zaczęła, zaprosiłem jeszcze kilku znajomych.
- kilku znajomych? Lou tu jest jakieś dwieście osób! - wrzasnęłam
- tak, to jest kilka osób, ty chyba nie widziałaś skromnej imprezy urodzinowej Harrego. - nabijał się Niall
- skoczę po coś do picia. - Zayn uśmiechnął się do mnie.
- ok. - wyszeptałam i cmoknęłam go w policzek.
- awwwwww, jakie to słodziuśkie. - nabijał się Louis.
- chodź ze mną, Zayn cię znajdzie. - Niall pociągnął mnie za sobą w stronę jedzenia.
- ty to byś tylko jadł. - zaśmiałam się.
- rozgryzłaś mnie. - powiedział z pełnymi ustami. - a ty jaką masz słabość?
- słabość?
- no tak. Nie wiem, lubisz się malować, masz sto par butów, no bo Zayn lubi, sorki kocha przeglądać się w lusterku, a ty? - przyglądał mi się.
- lubię grać na pianinie. - zawstydziłam się.
- serio? - Lou przerwał naszą rozmowę. - nie wyglądasz na kogoś kto gra na pianinie.
- niby czemu? - zmieniłam ton.
- bo osoby, które grają na pianinie raczej nie są tak agresywne jak ty.
- a niby kiedy ja byłam agresywna? zresztą co to ma do rzeczy? - zbulwersowałam się
- a pamiętasz jak darłaś się na Zayn'a gdy wylał ci sok na koszulkę?
- to nie był sok, tylko shake, a poza tym to nie darłam się na niego, co ty tam wiesz. - obraziłam się i odeszłam.
Co za burak. Przecież nie jestem agresywna tylko wtedy tak wyszło to była moja ulubiona bluzka i miałam prawo się wkurzyć!
- tu jesteś, wszędzie cię szukałem - powiedział i uśmiechnął się.
- tak jestem tu. - powiedziałam zdenerwowana na Louisa
- coś się stało? - zapytał i podał mi kubek z napojem alkoholowym.
- strasznie cię przepraszam nie miałem tego namyśli - Louis krzyczał i "zawiesił" się na mnie. - nie chciałem żebyś się obraziła, przepraszam najmocniej jak potrafię...
- Louis, co to za dziewczyna? - usłyszeliśmy kobiecy głos.

                ____________________________________________________________
No to następny rozdział gotowy :) dziękuję wam za te wszystkie miłe komentarze, jestem za nie bardzo wdzięczna, nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że podoba wam się moje opowiadanie. Jestem wam wdzięczna, że poświęcacie mi swój czas i czytacie moje wpisy :D pozdrawiam :**


sobota, 3 marca 2012

Rozdział 4


#Zayn
 - Muszę ci coś powiedzieć. - powiedziałem.
- co takiego? -  zapytała takim głosem, że aż ciarki mi przeszły po plecach. Lubię to uczucie, to gdy do mnie mówi. Jej głos ma właściwości kojące. Podoba mi się, to w jaki sposób czesze włosy, to jak maluje oczy, jej usta, są cudowne, marzę o tym by móc je całować kiedy tylko będę miał ochotę. Nie ważne rano czy wieczorem jeśli chciałbym ją całować ona zgadzała by się na to - to mój cel, a może raczej jak wspominałem wcześniej marzenie. Gdy rozmyślałem nagle usłyszałem wycie syren alarmowych, nie wiedziałem co się dzieje.
Ronnie zaczęła panikować - co jest? co to za głośne wycie?
POŻAR!!! - usłyszeliśmy i z przerażeniem zaczęliśmy zbiegać na dół. Czułem dym, w pewnym momencie zobaczyłem ogień. Wokół biegały setki ludzi, wszyscy chcieli jak najszybciej wydostać się z płonącego budynku. Straciłem z oczu Ronnie, nie wiedziałem gdzie jest, zacząłem jej szukać wszyscy biegli w przeciwnym kierunku. Nagle zobaczyłem ją, biegłem za nią lecz nie mogłem dogonić. Dlaczego biegnie na górę? może myśli, że ja tam zostałem? Na szczęście, zacząłem ją doganiać, wreszcie złapałem ją za rękę, a gdy się odwróciła to nie była ona.
- Puść mnie! muszę biec po moje dziecko! - krzyczała kobieta która była około trzydziestki. - moja córeczka jest tam sama muszę ją uratować!
Postanowiłem pomóc kobiecie więc biegłem z nią po schodach. Wszędzie był ogień.
- Proszę wracać, ja po nią pójdę. - powiedziałem do kobiety.
- nie, nie zostawię jej samej!
- przecież tam będę! - krzyknąłem
- jest w pokoju 203. - powiedziała i zaczęła uciekać.
Biegłem, pokój 203 cały czas powtarzałem w myślach i nawet nie zauważyłem że mówię to na głos.
- Pomocy! niech ktoś mnie wyciągnie! - usłyszałem głos dziewczynki, to na pewno jest ona. pomyślałem
Było pełno dymu zacząłem się dusić. Dziecko coraz ciszej mówiło. Zobaczyłem ją, była cała pobrudzona.
- chodź, pomogę ci. - powiedziałem do dziewczynki i wziąłem ją na ręce. Wybiegałem już prawie z budynku gdy nagle ściana zawaliła się. Dym dusił mnie coraz bardziej, gdy nagle przestałem widzieć cokolwiek.

                                                                        *  *  *

#Ronnie
Byłam na zewnątrz budynku. Zayna nie było ze mną. Gdzie on jest? cały czas szukałam go wzrokiem, nagle coś zawaliło się. Bylam przerażona, a jeśli on tam jest!? Zobaczyłam strażaka, podbiegłam do niego.
- Byłam tu z przyjacielem, ale zniknął mi z oczu, rozdzieliliśmy się w budynku i od tej pory go nie widziałam, on może być jeszcze w środku! - krzyknęłam do mężczyzny i rozpłakałam się.
- Zaraz się tym zajmiemy, zrobimy wszystko co w naszej mocy żeby go odnaleźć.
To mnie wcale nie uspokajało, zaczęłam płakać bardziej. Nagle zobaczyłam, że kogoś wynoszą z budynku, to nie był Zayn. Zaczęłam się zanosić. Nie mogłam wykrztusić słowa. Wynosili następne osoby, ale nie Zayna. Płakałam, a jeśli coś mu się stanie? nie wybaczę tego sobie, nie potrafiłabym. Strażak z którym wcześniej rozmawiałam podszedł do mnie.
- to twój przyjaciel? - powiedział po czym wskazał palcem na chłopaka siedzącego w karetce. - mówił, że szuka przyjaciółki, powiedział że ją zgubił, a ja pomyślałem o tobie.
Strażak zaprowadził mnie do chłopaka.
- Zayn? - zapytałam
- Ronnie? - wstał i podbiegł do mnie.
- to na prawdę ty! - krzyknęłam i przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam.
- musimy was zabrać na obserwację do szpitala na noc. - usłyszałam głos ratownika.
Wsiedliśmy do karetki i pojechaliśmy do szpitala.
          Gdy dotarliśmy na miejsce zabrano nas do różnych sal. Lekarz badał mnie przez chwilę i powiedział, że wszystko jest na swoim miejscu i że mogę iść do domu. Gdy wyszłam z sali zobaczyłam Zayna, siedział na krześle w poczekalni.
- mogę iść do domu. - powiedziałam.
- ja też, chodź odprowadzę cię. - uśmiechnął się do mnie.
Przez całą drogę do domu milczeliśmy. Miałam wrażenie, że droga jest dłuższa niż wcześniej. Byliśmy pod moim domem. Światła były zgaszone, ojciec i Adam pewnie już śpią, rano na pewno dostanę ochrzan.
- pamiętasz, że na dachu miałem ci coś powiedzieć? - zapytał przystojniak.
- tak, pamiętam. - posłałam mu uśmiech.
- Podobasz mi się, zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia. Gdy wylałem na ciebie shake'a. To najlepszy moment w moim życiu. - wyznał mi chłopak i pocałował mnie w usta, odwzajemniłam jego pocałunek. Chciałam, żeby ten moment trwał i trwał już na wieki.
- ty też mi się podobasz, chciałam ci już wcześniej to powiedzieć ale bałam się.
- czego? - zdziwił się
- togo, że ja tobie się nie podobam, że mnie nie lubisz tak bardzo jak ja ciebie.
- gdybyś mi się nie podobała to czy bym za tobą wszędzie chodził? - zaśmił się i znów mnie pocałował. Uwielbiałam to, choć pocałowaliśmy się tylko dwa razy uwielbiałam to.

                                                                        *  *  *
#Zayn
Całowałem ją, moje marzenie spełniło się szybciej niż myślałem. To teraz marzę o porsche. Ale na poważnie, kocham ją. Ronnie to jedyna dziewczyna, przy której czułem się normalnym chłopakiem byłem po prostu sobą zwyczajnym Zayn'em nie Zayn'em Malik'iem kórego wsztscy znają i na widok którego piszczą, byłem sobą.
- Kocham cię. - wyszeptałem do dziewczyny, przysunęła się do mnie i mnie przytuliła, pocałowałem ją, jej ręce znajdowały się na moich plecach. Jej dotyk był niesamowity. Gdy przesówała palcami po moich plecach ciarki mnie przechodziły.

                                                                         *  *  *

Obdził mnie Louis, skakał po moim łóżku.
- wstawaj! już po dwunastej! - krzyczał na cały regulator.
- co?! już tak późno! mieliśmy mieć próbę o dziesiątej! czemu mnie nie obudziłeś!? - krzyczłem, i spojrzałem na zegarek. - co?! dopiero ósma!? zabiję cię! lepiej wiej!
Zacząłem gonić po domu Louisa, Harry jeszcze spał ale szybko się obudził. Liam śmiał się z nas, a Niall oczywiście jadł.
- Czekaj musimy ci coś powiedzieć!!! - usłyszałem od Liama
- co? - zatrzymałem się
- dzisiaj robimy imprezę może zaprosimy Ronnie?
- ok, dla mnie spoko. - ucieszyłem się, ale nie dałem po sobie poznać, że mi zależy.
Nie chciałem tego pokazywać bo Lou na 100% wykożystałby to do swoich szatańskich pomysłów.
- zadzwoń do niej. - zaproponował Harry.
- pewnie jeszcze śpi - powiedział Niall
- tak, pewnie tak. - zgodziłem się.
- jak ja dobrze znam ludzi. - zachwycał się Niall
- tak, oczywiście. - żartował Harry i rzucił w Louisa poduszką, zaczęła sięwalka na poduchy, lepiej niech się strzegą.

                                                                      *  *  *
#Ronnie
Już dziesiąta? spojrzałam na zegarek i przymrużyłam oczy. Ubrałam się i zeszłam na dół. Adam golądał kreskówki, a ojciec robił śniadanie.
- Cześć - powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- ktoś tu ma dobry humor - uśmiechnął się tata - czy to ma związek z wczorajszym nocnym pocałunkiem?
- co? niby kogo? - zaczerwieniłam się
- twoja siostra się wczoraj całowała! - zaczął wygłupiać się
- tato! - krzyknęłam i zaczęłam się śmiać
- Ronnie się całowała uuuuuuuu - dodał Adam
- buzi bizi - ojciec zachowywał się jak dziecko.
- dobra, dosyć to nie jest zabawne. - śmiałam się
- dobra Adam siedaj do stołu Ronnie przynieś talerze. - powiedział
- tak jest! - powiedzieliśmy jednocześnie z Adamem
   Po śniadaniu Adam poszedł się bawić, tata poszedł zmywać naczynia, a ja zostałam sama w jadalni. Siedziałam przy stole i rozmyślałam. Po jakimś czasie poszłam do taty.
- możemy porozmawiać.
- oczywiście. - uśmiechnął się
- wiesz gdybym była w Nowym Jorku to powienie porozmawiałabym o tym z przyjaciółką ale nie mam tu nikogo więc...
- rozumiem - przerwał mi
- jest taki chłopak... - zaczęłam
- lubisz go? -zapytał
- tak, nawet więcej niż lubię, o wiele więcej. - uśmiechałam się
- co mam ci poradzić? powiedzieć coś o związkach, uświadomić o zabezpieczeniach, konsekwencjach uprawiania sexu czy...
- tato - przerwałam mu - nie chcę porady ojca, chcę porady przyjaciela.

               _______________________________________________________________
Mój rekord dwa rozdziały w jeden dzień, jestem PRO KOKS :) pewna osoba wie o co chodzi, jeśli to czytasz to proszę o kometarz i podpis (mam nadzieję że wiesz jaki xD ) specjalne podziękowania dla @Diabelska dziękuję Ci za wsparcie :) a co do czytelników to dziękuję za wszystkie komentarze i za to że jesteście :) dziękuję wam :DD





Rozdział 3

#Ronnie
Jestem w Milkshake City. Na nieszczęście z moim bratem, ale co tam skoro już jest to niech będzie. Po wejściu zobaczyłam Alice, siedziała przy stoliku i piła shake'a.
- Cześć! - krzyknęła do mnie i pomachała.
- hej, to jest mój brat, Adam.
- Cześć mały, aleś ty słodki takie masz policzki puciu puciu - powiedziała dziecinnym głosem.
- Nie jestem dzieckiem, a ty zachowujesz się jakbyś miała pięć lat. - odpowiedział, a Alice zamurowało.
Zaczęłam się śmiać, a mój Adam patrzył na mnie jak na kretynkę. Alice wstała i wyrzuciła puste opakowanie po napoju.
- muszę już iść. - powiedziała
- jeśli cię uraziłem to przepraszam.
- nie jesteś spoko, ale umówiłam się z moim chłopakiem. naraznie. - powiedziała i wyszła szybko.

                           
                                                                          *  *  *

        Spałam sobie smacznie, aż tu nagle poczułam ból w plecach. To był Adam.
- Wstawaj, dzisiaj sobota, mieliśmy się spotkać z Zayn'em. - krzyczał
- a kto powiedział, że ja cię do niego zabiorę? - spytałam - sama się do niego nie wybieram, a mam tam ciągnąć ciebie?
- więc chcesz, żeby rodzice się dowiedzieli? dobra dla mnie ok. - zaszantażował i odwrócił się plecami udając, że się obraża.
- o co ci chodzi? - zdziwiłam się.
- chodzi mi o tą impreze, na którą poszłaś chociaż mama ci zabroniła!
- nienawidzę cię! - powiedziałam i odwróciłam się.
- no proszę cię, ty mie tylko zaprowadzisz a ja pogram w piłkę.
- ok, tylko masz się szybko ubrać. - zgodziłam się po dłuższym zastanowieniu.

                                   
                                                                         *  *  *

       Dotarliśmy na miejsce, w parku było mało osób. Zayn'a nie było, zdenerwowałam się bo obiecał młodemu i go wystawił, teraz ja będę się z nim musiała męczyć. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię.
- Cześć, no nareszcie ile można na was czekać. - usłyszałam męski głos.
Gdy się odwróciłam zobaczyłam Zayn'a i czterech chłopaków, któży byli tego wieczoru w MSC.
- Cześć, a to kto? - zdziwiłam się.
- jestem Louis - podał mi rękę.
- hej jestem Ronnie.
- ja jestem Liam, to jest Niall, a to Harry.
- sam potrafię się przedstawić! - krzykną lokowaty i mnie przytulił, trwało to dłuższą chwilę, aż wreszcie Zayn krzyknął - dosyć tego!
- No co? to że to twoja dziewczyna nie znaczy że nie mogę się do niej przytulić na powitanie. - loczek obraził się.
- Nie jestem jego dziewczyną. - zbulwersowałam się.
- Właśnie, a tak poza tym to zabrałem ich ze sobą bo myślałem, że pogramy w piłkę, ale widzę że lepiej byłoby gdybym przyszedł sam. - powiedział Zayn
- ej nie zapomnieliście o mnie - upomniał się Adam.
- nie nie zapomnielismy. - krzyknął Zayn - idziemy?
- jasne! - ucieszył się młody.
Poszliśmy do domu, weszliśmy do ogrodu, były tam ustawione bramki leżały piłki. To dlatego, że ojciec był trenerem grupy piłkarskiej, dziecięcej grupy piłkarskiej. Usiadłam na werandzie i oglądałam jak chłopcy grają w piłkę. "podaj do mnie", "szybciej", "bronisz jak baba" - takie zwroty "grzecznościowe" słyszałam z boiska. Myślałam o tym co powiedział Harry - "... to, że to twoja dziewczyna nie znaczy że nie mogę się do niej przytulić..." te słowa krążyły mi po głowie. Przecież nie jestem jego dziewczyną!
- Hej - usłyszałam Zayn'a który podszedł żeby się napić
- hej - odpowiedziałam
- to może zdradzisz mi wreszcie jak się nazywasz? - zaczął
- jestem Ronnie.
- to wiem, a nazwisko? - męczył mnie.
- nie powiem.
- dlaczego? - zdziwił się.
- ale obciach.
- No dawaj nie może być przecież takie złe. - zachęcał mnie
- Miller, Weronica Miller tak się nazywam, teraz możesz zacząć się śmiać.
- Mi się podoba. - uśmiechną się do mnie tak jak jeszcze nikt się do mnie nie uśmiechał. - są gorsze nazwiska.
- takie jak... np.?
- takie jak np. Malik, to dopiero głupie nazwisko. Jest jak imię dla psa który ma długą mokrą sierść. - zaczął się śmiać, odwzajemniłam to i śmiliśmy się przez chwilę.
- zabawny jesteś - powiedziałam i się uśmiechnęłam
- a ty śliczna.
Zaczerwieniłam się. Nienawidziłam tego uczucia od zawsze, zawstydził mnie tym. Milczeliśmy chwilę.
- co robisz po południu? - przerwał ciszę
- nic, nie mam żadnych planów.
- to może chciałabyś gdzieś wyskoczyć?
- jasne, nie mam nic do roboty więc można gdzieś skoczyć, spoko. - powiedziałam bez emocji, ale tam w środku cieszyłam się jak dziecko, Zayn mi się podobał i to bardzo.
- ekstra, to przyjadę po ciebie o szóstej. - te słowa przebiły moje myśli, uśmiechnęłam się i pokiwałam głową.

                                                                         *  *  *

Zayn podjechał pod dom,spojrzałam przez okno i zobaczłyam, że właśnie wysiada, był ubrany w czarne jeansy, beżową koszulkę i czerwoną bejsbolówkę. Wyglądał zniewalajaco. Przy nim moje ubranie wyglądało na brzydkie i niechlujne. Zanim przyjechał moja szara bluzka i czarne jesnsy wydawały mi się fajne [ Ronnie - KLIK Zayn - KLIK ]. Ale co miałam zrobić? Zayn był już na miejscu, a ja nie miałam czasu na zmianę ubrania. Usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi. Zbiegłam na dół żeby otworzyć.
- Cześć - powitałam go.
- Cześć - powiedział i pocałował mnie w policzek po czym wręczył mi bukiet czerwonych róż.
- Witam - usłyszałam głos ojca. Zamnkęłam oczy, na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Dzień dobry, nazywam się Zayn Malik. - przywitał się
- Chodź na chwilę, muszę ci coś wyjaśnić. - zaprosił go do salonu.
- Boże... - powiedziałam cicho do siebie.
zabierasz moją córkę na randkę więc musimy porozmawiać, a w zasadzie to ja będę mówił, ty słuchaj: jeśli ją zranisz ja cię dorwę i wtedy porozmawiamy inaczej... - właśnie takie obciachowe słowa słyszałam z salonu. To koniec - pomyślałam. Przecież on już nigdy się do mnie nie odezwie, a co dopiero umówi.
Po jakimś czasie przyszli do mnie, wszliśmy z domu, Zayn otworzył mi drzwi do samochodu, wsiadł i ruszyliśmy.

- przepraszam. 
- za co? - zdziwił się.
- za mojego ojca. - powiedziałam ze łzami w oczach, wiedziałam że już się ze mną nie umówi.
- co? nie masz się czym martwić? ja sam zrobiłbym to dla swojej córki, rozumiem go.
- cieszę się - powiedziałam z wymuszonym uśmiechem.


                                                                             *  *  *


  Dojechaliśmy na miejsce, Zayn wysiadł szybko z auta i otworzył mi drzwi. Co za facet, on jest skarbem - pomyślałam i uśmiechnęłam się do niego.
- to gdzie idziemy? - zapytałam 
- zobaczysz, to niespodzianka. - oznajmił mi i uśmiechnąl się szeroko.
Szliśmy po schodach, chyba już siedem pięter. Zwolniłam trochę.

- zmęczyłaś się? - zaniepokoił się
- nie tyko nie mam w zwyczaju chodzić po schodach tak dużo, gdy mieszkałam w Nowym Jorku wszędzie były windy.
- o tu też jest winda,ale wolałem iść schodami. - uśmiechnął się
- co?! zabiję cię! - zaśmiałam się i zaczęliśmy biec na górę.
   Byliśmy na dachu. Widok był niesamowity, robiło się ciemno, było coraz więcej świateł, neony nad sklepami, barami i restauracjami. Wszystko było świetne.
- Muszę ci coś powiedzieć - powiedział zdenerwowanym głosem.


_______________________________________________________________
a oto rozdział 3 :) nie mogłam spać w nocy wymyśliłam go i rano wstałam, napisałam i mam nadzieję że wam się spodoba :) dziękuję że chcecie to wgl czytać :) kocham was :)) nie chciałam pisać zakończenia bo muszę was troszkę potrzymać w niepewności :)




piątek, 2 marca 2012

Rozdział 2

#Ronnie
To było dziwne. Chłopak dowalał się do mnie, ale on mnie wkurzył! miałam ochotę mu wygarnąć! co on sobie myślał? że jak jest wielką gwiazdą to może wszystko? co to to nie! już ja mu pokaże gdy go następnym razem spotkam.

                                                                     *  *  *
Chwilę później w domu.

- Gdzie byłaś? - zapytał mężczyzna.
- Wyszłam.
- A nie jest czasem za późno? - zaniepokoił się
- Może takie stare dziadki jak ty chodzą spać o dziewiątej wieczorem, ale ja jestem nastolatką. - odburknęła.
- Nie zapominasz się czasem? - krzyknął ojciec.
- A co ty sobie myślałeś? że jestem grzeczną dziewczynką? nie jestem taka jak ci się zdaje! - wrzasnęła.

Ojciec nic nie odpowiedział, tylko pokazał palcem na drzwi. Adam wbiegł do salonu.
- Nareszcie jesteś! wiesz jaki mam super pokój! - cieszył się.
- Jestem pewna, że jest świetny. - powiedziała.
- Chodź, musisz go zobaczyć!
- To zaprowadź mnie do niego. - odpowiedziała.

Ojciec był zdziwiony zachowaniem Ronnie. Była miła dla Adama, z tego co zauważył to tylko dla niego.
Zszokowało go to, jak taka dziewczyna może zmienić się w ciepłą istotę w ułamku sekundy.


                                                                  *  *  *

  Ronnie weszła do pokoju Adama, był duży, ale nie za duży. Znajdowało się w nim łóżko, szafka nocna, szafa i drzwi. Drzwi? - pomyślała. Wyszła przez nie prowadziły na balkon. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Zobaczyła nieziemski widok, Londyn, te wszystkie światła, to było cudowne.
Adam wyszedł za nią i zaczął - co za piękny widok!
- Tak, masz rację, jest przepiękny.
- No jasne! nie zauważyłaś jeszcze, że ja mam zawsze rację? - zaśmiał się.
- Tak oczywiście, geniuszu!
Oboje zaśmiali się i weszli do środka.
- Mój pokój jest na sto procent lepszy od twojego!
- Jeszcze w nim nie byłam.
- No co ty? to chodź! - pośpieszał chłopak.
- Nawet jeszcze nie wiem który jest mój.
- To ten na końcu. - usłyszeli męski głos.
Oboje się odwrócili. Tak to był tata, miał bardzo charakterystyczny głos.
- Będziesz w nim mieszkała, zaniosłem już twoje walizki. Rozpakuj się. - powiedział, po czym wziął kolejny łyk herbaty.
- dzięki. - rzuciła tylko i wyszła.


                                                                    *  *  *

#Ronnie

Rano obudziło mnie słońce przechodzące pomiędzy zasłonami. Zajrzałam na zegarek.
- Dziewiąta? - powiedziałam sama do siebie po czym poszłam się umyć i ubrałam się.
Nie chciałam spędzać dnia w towarzystwie mojego taty. Po co mi kazanie, które mama zawsze wygłaszała mi po tym jak wracałam do domu później niż mi pozwoliła.
   Postanowiłam zwiedzić miasto. Miałam nadzieję, że ani ojciec, ani Adam nie wstali jeszcze i będę mogła spokojnie wyjść z domu.


                                                                     *  *  *

- Ok, to wychodzę. - powiedziałam sama do siebie i spojrzałam na zegarek.
- Jest już dziesiąta, pewnie dopiero co otwierają sklepy, poza tym przydałyby mi się nowe zabawki. - usłyszałam zza swoich pleców. Wzięłam portfel, wrzuciłam go do torby i podeszłam do chłopca. - Wiesz, że nie mogę cię zabrać? - powiedziałam.
- A to niby czemu? a może chcesz żebym powiedział tacie, że wybrałaś się na "spacerek" - szantażował mnie.
- ok chodź - zgodziłam się niechętnie.
Chodząc po parku, zobaczyłam wielu uśmiechniętych przechodniów, matki zabierały dzieci na spacer, niektórzy biegli do pracy, chłopak z wczorajszego "mokrego" incydentu siedział na ławce. Co? zaraz, zaraz, kto siedział na ławce?
- Tak to na pewno jest on! - powiedziałam sama do siebie. - Siedzi na ławce w beżowych spodniach, i czarnej koszulce.
- Niby kto? - zapytał Adam.
- Nie ważne. - powiedziałam, bo chciałam żeby się odczepił. - Idziemy.
Chodziliśmy dalej po parku, nie zobaczyłam więcej ciemnowłosego mulata. Ale zaraz dowiedziałam się dlaczego nie było go już na widoku.
- Cześć, jestem Zayn, pamiętasz mnie jeszcze? to ja wylałem na ciebie shake'a. - powiedział
- Tak pamiętam cię , to przez ciebie przez cały wieczór się kleiłam, dziękuję bardzo.
Zaśmiał się, wydało mi się to słodkie, chociaż nie znosiłam go za to co mi zrobił, to była moja ulubiona koszulka! Ale musiałam przyznać, chłopak był boski, zniewalająco przystojny, a do tego miał śliczne brązowe oczy, czyli dokładnie takie jakie uwielbiam.
- jestem Adam - dowalił mój kochany braciszek.
- cześć, jestem Zayn. - odpowiedział z uśmiechem.
- podoba ci się moja siostra? bo jeśli tak to najpierw muszę zadać ci ważne pytanie. - powiedział przez co zrobiłam się czerwona jak cegła, poczułam jak krew napływa mi do twarzy i zaczęło robic mi się gorąco.
- FC Barcelona, czy Manchester United ?
Zayn zaśmiał się i odpowiedział - Manchester.
Nie wiedziałam co zrobić więc spuściłam wzrok.
- Dobry wybór - powiedział młodzieniec.
- Musimy już iść. - powiedziałam z nerwami w głosie.
- Może kiedyś razem zagramy? - zaproponował Zayn
- Serio? było by super! - młody zawstydził mnie.
- To super jak chcecie to możecie rozegrać mecz tutaj, ja mam zamiar pójść do kawiarni.
- Powinieneś iść z siostrą, musisz jej słuchać. - Zayn próbował mi się podlizać.
- No dobra - powiedział ze smutkiem, ale co ty na to? w sobotę, ty i ja u mnie rozegramy mecz. - ciągnął Adam.
- ok to widzimy się w sobotę tutaj, będę czekał. na razie. - i poszedł.
Nie wiedziałam co mam zrobić, najpierw opierniczyć brata, czy od razu go zamordować!?
Ale nie to się teraz liczyło, tylko to, że Zayn przyjdzie do nas w sobotę. I co ja ojcu powiem? On mnie zamorduje! Jestem tu nie całe dwa dni i już przyprowadzam chłopaka do domu? nieźle - pomyślałam. Tylko muszę się jakoś wykręcić z niańczenia brata i skoczę do Milkshake City mając nadzieję, że spotkam tam Alice.


         ______________________________________________________________

Ok, to drugi rozdział gotowy. Mam nadzieję, że wam się spodoba :) Dziękuję za wszystkie komentarze, nie sądziłam, że wgl ktoś to będzie chciał czytać, a co dopiero spodoba mu się to! jesteście kochani! jeśli chcecie follow na tt napiszcie mi w komentarzu a obiecuję, że was followne :) xx