Translate

wtorek, 17 lipca 2012

Rozdział 27

#Ronnie
Wróciłam już do domu. Na początku rodzice byli wściekli, ale później wybłagałam dwutygodniowy szlaban.
 Po kolacji poszłam wziąć prysznic, a później przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka. Po chwili usłyszałam że dzwoni mój telefon. Zobaczyłam, że to Zayn.

- tak? - odebrałam.
- hej skarbie, tęsknię za tobą wiesz? - usłyszałam głos mojego chłopaka.
- ja za tobą też i to bardzo - powiedziałam
- jak tam lot?
- dobrze, jestem zmęczona. Chcę iść spać.
- dobrze, ale najpierw ci troszkę poprzeszkadzam - zaśmiał się.
- okey, ale nie za długo. Muszę się wysypiać, żeby być dla ciebie piękna każdego dnia.
- ktoś tu jest próżny - zażartował.
- na pewno nie ja. - zaczęłam się śmiać.
- kocham cię. - powiedział poważnie.
- ja ciebie też.
  Milczeliśmy, a po chwili Zayn przerwał ciszę - idziesz jutro do pracy?
- tak, muszę.
- będę już kończył - powiedział - wyśpij się dobrze, miłych snów o mnie skarbie
- ha ha ha i to ja jestem próżna.- powiedziałam sarkastycznie
- na prawdę miłych snów kochanie, wyśpij się dobrze, dobranoc, kocham cię, pa.
- ja ciebie też kocham, pa.

  Rozłączyliśmy się, a ja jak głupia uśmiechałam się do siebie. Przez chwilę myślałam o Zaynie, o tym jak minął mi dzisiejszy dzień i o tym co czuję do mojego ukochanego. Po paru minutach zasnęłam.

Rano obudziła mnie mama mówiła, że jeśli nie wstanę to spóźnię się do pracy, a ja nie miałam najmniejszej na to ochoty - na wstawanie oczywiście. Tak dobrze mi się spało, że ledwo zwlokłam się z łóżka.
   W końcu wzięłam prysznic i ubrałam się. Po kilku chwilach byłam już w drodze do pracy.

  Na miejscu, Will powitał mnie ochrzanem.

- fajnie, że przyszłaś do pracy przez ostatni tydzień, miło było.
- no przepraszam miałam zadzwonić, ale ... - zaczęłam.
- ale ...
- przepraszam
- nie mnie przepraszaj, tylko wytłumacz to jakoś szefowi. - powiedział i poszedł zbierać zamówienia.

 Przez moment patrzyłam jak rozmawia z klientami, a po chwili zorientowałam się, że szef stoi w drzwiach od zaplecza i przygląda mi się.
- do mojego gabinetu, już - powiedział, nie skreślić to, raczej wydał rozkaz.
- oczywiście - powiedziałam i poszłam za mężczyzną.

W gabinecie ...
- Dlaczego nie przyszłaś do pracy? - zapytał.
- przepraszam, nie było mnie w mieście i ... - zaczęłam, ale mężczyzna przerwał mi.
- i co? to że cie nie było w mieście nie znaczy dla mnie nic. Mogłaś być sobie gdziekolwiek, ale praca to praca. My tutaj nie odpoczywamy, tylko pracujemy ... - powiedział jakbym tego nie wiedziała.
- przepraszam, ja .. przepraszam.
- przepraszam, przepraszam! - wrzasnął. - tylko na to cię stać? - powiedział i wstał gwałtownie z krzesła. Podszedł do okna i zaczął masować się po karku.
- co mam powiedzieć, przykro mi, nie mogłam przyjechać ... - tłumaczyłam ale widziałam , że to na marne.
- i co ja mam teraz z tobą zrobić? - podszedł i usiadł na biurku tak, że stał jakieś pół metra od krzesła na którym siedziałam.
- słucham? - zapytałam niepewnie.
- wiesz co to oznacza ... - powiedział po czym przysunął się bliżej, teraz był już dwadzieścia pięć centymetrów ode mnie.
  Milczałam, zaczęłam trząść się ze strachu. Mężczyzna przysuwał się bliżej i bliżej, w końcu złapał mnie mocno za rękę i szarpną aż zawyłam z bólu. Pchnął mnie na biurko.
- co pan robi?! - wrzasnęłam.
- zamknij się! - krzyknął i zatkał mi ręką usta.
   Zaczął całować mnie po szyi, schodził coraz niżej, a ja coraz bardziej płakałam. Byłam przerażona chciałam aby ten koszmar zakończył się. Próbowałam krzyczeć, ale za każdym razem dostawałam od niego w twarz. Gdy zrobił to po raz kolejny zaczęłam się wyrywać i kopnęłam go w krocze. Zaczął mną szarpać aż uderzyłam głową w coś twardego i straciłam przytomność.


   Obudziłam się w szpitalu, głowę miałam zawiniętą w bandaż. Wszystko strasznie mnie bolało. Zobaczyłam mamę i tatę stojących w drzwiach, rozmawiali o czymś z lekarzem. Po chwili pielęgniarka podeszła do mnie. Robiła coś przy kroplówce. Zaczęła mnie o coś pytać ale nie słuchałam jej, sama nie wiem dlaczego, ale chciałam usłyszeć o czym mówią rodzice. Wydawało mi się, że to przez ból głowy nie mogę ich usłyszeć.
  Pielęgniarka zamknęła drzwi. Zaczęłam ją zauważać i wreszcie dotarły do mnie jej pytania.

- jak się pani czuje? - zapytała wymuszonym, miłym głosem.
- wszystko mnie boli.
- zaraz przyjdzie do pani lekarz. - powiedziała.
- co się stało? nic nie pamiętam.
- gdyby nie chłopak imieniem Will, zostałaby pani zgwałcona.
- gdzie od teraz jest? - poczułam ucisk w żołądku.
- w sali obok, walczy o życie.
- co?! - łzy spłynęły po moich policzkach.
- gdy ratował cię, sam został pchnięty nożem.
- mogę go zobaczyć? - zapytałam.
- nie teraz. - poprawiła mi poduszkę. - na razie nie możesz wstawać.

 - Pani Green już dziękuję, teraz osobiście się nią zajmę. - powiedział lekarz i podszedł do mnie. - jak się czujesz?
- chyba dobrze.
- mam dobre wieści, już jutro będziesz mogła wrócić do domu.
- a co z Will'em? - gdy wypowiedziałam jego imię na sali zapadła cisza. Lekarz spojrzał na rodziców i wziął głęboki wdech.
- walczy o życie, został pchnięty nożem.
- mogę się z nim zobaczyć? - zapytałam ze łzami w oczach.
- on nie usłyszy co ... - zaczął ale przerwałam mu.
- chcę go zobaczyć! - wrzasnęłam.
- dobrze, zaraz zaprowadzi panią do niego siostra Green.

Gdy szliśmy przez korytarz, czułam jakby ktoś wbijał mi w głowę gwoździe. W końcu doszliśmy do jego sali. Gdy zobaczyłam go zamarłam ...
____________________
sorki, brak weny :( mam nadzieję że się spodoba ;] może jeszcze dodam coś w tym tygodniu ;p
                                                                           /Wera

2 komentarze:

  1. OŁ GAD! biedny Will i Ronnie oczywiście... co za kurwa z tego szefa!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu mam nadzieje ze Will wyzdrowieje. Czekam na następny jak byś mogła powiadomić mnie o nowym rozdziale to to jest mój tt @forever1dxxxxx

    Zapraszam do mnie http://mystoryaboutonedirection-milly.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń